A na co nom tyn rynek?

A na co nom tyn rynek?

Kurtyna w górę! I o to na własne oczy mogliśmy zobaczyć nowe, oleskie cacko w samym sercu miasta. Wśród „ochów i achów” zachwyconych perełką architektoniczną, przedzierały się głosy niezadowolenia. Gdzie leży prawda? Jak zawsze pośrodku.

Zwykło się mówić: święta, święta i po świętach. To powiedzonko idealnie pasuje do najważniejszych świąt miasta, czyli dni Olesna. Kilka miesięcy przygotowań, szorowania budynków, błyskawicznej wymiany kostki, żarówek w latarniach i… malowania trawy na zielono. OK, trochę się zagalopowałem, ale tak jest. Przygotowania są żmudne, oczekiwania wielkie, a później trzy dni jak z bicza strzelił i pozostaje sprzątanie.

W tym roku prawdziwą gwiazdą nie były Sylwia Grzeszczak czy Ania Wyszkoni, lecz nowiusieńki, odrestaurowany rynek. Cudo architektoniczne niespotykane nawet w większych miastach. To głównie o nim prowadziło się rozmowy. Nie, to mało powiedziane – burzliwe dyskusje. Jak zwykle społeczeństwo zostało podzielone. Zwolennicy rewitalizacji przekonywali nieprzekonanych, że rynek jest wizytówką miasta. Można by rzec – pokaż mi twój rynek, a powiem ci gdzie mieszkasz. I tu się można zgodzić. Bez najmniejszego namysłu można zabrać polskich jak i zagranicznych gości w to miejsce i z uniesioną głową i zadartym noskiem, pokazywać przyjezdnym. Pomysłodawcom trzeba oddać, że projekt jak i samo wykończenie robi ogromne wrażenie.

fontanna 1 ryn 4.

A3158 A3154 1960 studnia

Jestem niemal pewny, że gdyby pokazać obecny rynek oleśnianom mieszkającym za granicą, to być może nie poznaliby, gdzie to urocze miejsce się znajduje.

Jak w każdej sprawie są również malkontenci (tych słychać zawsze głośniej). Że o to mamy betonową pustynię, brakuje zieleni, a posadzono jedynie kilka małych drzewek i różanych krzewów. To jednak kwestia gustu. Głosy te można było słyszeć głównie przed rewitalizacją, bo po remoncie mało kto ośmieli się powiedzieć, że rynek jest brzydki.

Są jednak poważniejsze zarzuty, które zawsze, jak asa z rękawa, wyciągają przeciwnicy rewitalizacji.

Pierwszy – pieniądze przeznaczone na remont, powinny być wydane na cel bardziej szczytny. Tu podaje się przeróżne przykłady: nowe miejsca pracy dla uciekających z miasta młodych, chodniki, oświetlenie, kanalizacja, leczenie chorych i cała masa innych. Oleśnianie swobodnie operują kwotami, a co człowiek to nowy pomysł. Tak jakby kwota wydana przez gminę na rewitalizację mogła wykarmić pół Afryki.

Drugi, bardziej rzeczowy, to brak wystarczającej ilości miejsc parkingowych oraz hałas tworzony przez biesiadników nowego ogródka piwnego, który nie pozwala spać tamtejszym mieszkańcom. „Rynkowi” przedsiębiorcy od początku remontu skarżą się na spadek obrotu, tłumacząc to jednym z siedmiu grzechów głównych, czyli ludzkim lenistwem. Odkąd nie można zaparkować samochodu tuż przed sklepem, ludzie przestali kupować. Tu można kontratakować tekstem o nowych sposobach zarobku po rewitalizacji (ogródek piwny, lody dla ochłody, czy okolicznościowe kiermasze).

Obie strony mają swoje racje. „Jeszcze taki się nie urodził, co by wszystkim dogodził” – woła gdzieś głos z tyłu głowy. Jedno jest pewne. Rewitalizacja oleskiego rynku z pewnością, niemal ideologicznie podzieliła mieszkańców.

A wy? Po której stoicie stronie barykady?

Damian Pietruska

Podziel się