Dokąd zmierzasz oleska ziemio?

Dokąd zmierzasz oleska ziemio?

Niemal dwa i pół tysiąca bezrobotnych, pogłębiający się niż demograficzny, starzejące się społeczeństwo, opuszczone domy w miastach i wioskach, młodzi za granicą lub w większych aglomeracjach miejskich. Co z nami będzie za pięć, piętnaście, dwadzieścia lat?

Niż demograficzny to złożony problem nie tylko nasz, a całej Europy. Można nawet powiedzieć, że nie dotyka nas tak mocno, szczególnie na wsiach, jak na zachodzie kontynentu. Problemem jest jednak masowy wyjazd młodych.

Na studia, za pracą, lepszym życiem.

Tego się nie da policzyć, ale prawda jest taka, że ogromny procent naszych dwudziestolatków przebywa obecnie w Londynie, Berlinie, Amsterdamie, Warszawie, Krakowie, Wrocławiu czy Opolu. Jasne, są zameldowani w Oleśnie, Praszce, Dobrodzieniu czy Gorzowie, ale w domu, tym rodzinnym, są na święta, weekendy, czy podczas wakacji i urlopu.

Cieszy, że w ogóle wracają.

Oczywiście, część z nich być może wróci na stałe. Po skończeniu studiów, wystarczającym napchaniu kieszeni za granicą czy po prostu z powodu nieudanej próby wyjazdu,

Co tu jednak zastaną? Jakie są perspektywy dla nowo upieczonego pedagoga, politologa, specjalisty od zarządzania i marketingu, czy turystyki i rekreacji?

Tu pojawia się problem młodych. Nie tylko nasz problem. W Hiszpanii bezrobocie wśród osób w wieku od 18 do 24 lat  wynosi ponad pięćdziesiąt procent. To po części wina młodych, a po części systemu.

Młody człowiek wyjeżdżający na studia na wyżej wymienione kierunki, marząc o pracy w swoim zawodzie, już wtedy prawdopodobnie zakłada, że będzie musiał przenieść się do większego miasta. Ile jest w stanie nawet tamtejszy rynek pracy wchłonąć kolejnych absolwentów? Tylko tych najlepszych. Reszta wraca z podkulonym ogonem, obdarta z marzeń i po omacku poszukuje nowej drogi w szarej rzeczywistości. Ta droga najczęściej prowadzi do łatwego, zagranicznego chleba. A u nas po młodym znowu pozostaje jedynie wolny pokój.

Dlaczego nikt nie tłumaczy, że potrzebni są ludzie z fachem w ręku?

Jak to jest, że kiedy dzwoni się do hydraulika, mechanika, elektryka, murarza czy malarza w “kolejce” czeka się tygodniami, jeśli nie miesiącami? Jak to możliwe, przy tak sporej liczbie bezrobotnych?

Ktoś powie, że jeśli chcemy zatrzymać młodych u nas, powinniśmy zapewnić im tu miejsca pracy – ściągnąć potężnych inwestorów. Zastanówcie się jednak. Czy jako potężny przedsiębiorca otworzylibyście kolejny zakład w Oleśnie, Praszce, Zębowicach czy Rudnikach, czy może jednak w Opolu, Wrocławiu, czy pod Warszawą, gdzie wszędzie macie bliżej, wygodniej i korzystniej.

Nasze władze mogą się gimnastykować, aby ściągnąć do siebie inwestorów, ale szansa jest niewielka. Oczywiście powinny być zapewnione jak najlepsze warunki i najcieplejszy z możliwych klimatów do inwestowania. Potrzeba jednak ogromnego szczęścia, aby wygrać z kilkutysięczną konkurencją miast z całej Polski, aby to właśnie u nas zainwestował prężny przedsiębiorca.

Co więc możemy zrobić?

Wspierać lokalnych przedsiębiorców. A być może kiedyś powstanie u nas nowy Kler, który nie będzie wyobrażał sobie, aby przenieść swój kapitał w inny rejon. Pokazywać młodym prawidłowe ścieżki i szanse rozwoju. Zrobić wszystko, aby jadąc studiować czy dorabiać się za granicą marzyli o tym, aby rozwinąć skrzydła w naszych wsiach i miastach.

Nie da się cofnąć kijem Wisły. Trend rozwija się w całej Europie. Trzeba jednak zrobić wszystko, aby chociaż część fali pokierować w stronę lokalnego rozwoju. Jeśli to się nie uda, za kilkanaście lat w miastach i wsiach, zostaną tylko domy spokojnej starości.

Tylko kto je będzie utrzymywać?

Damian Pietruska

 

Podziel się