Babski kurnik – odcinek 46 – Rocznik trzy-zero

Wszyscy znają i ciągle powtarzają, że życie zaczyna się po trzydziestce, a nie mają o tym bladego pojęcia. W tym powiedzeniu, znacznie przekroczono granicę przyzwoitości – bo jak zaczynać coś, co zgłębia się od trzydziestu lat, przy pojawiających się nie wiadomo skąd zmarszczkach?
Dokładnie pamiętam, jak będąc w podstawówce zatrudniono nowego nauczyciela wychowania fizycznego. Jako ośmiolatka, mówiłam o nim, że jest stary- a on miał zaledwie trzydzieści lat. Będąc w szkole średniej, trzydziestolatek cudowanie odmłodniał, a o starości świadczył piwny brzuszek sąsiada. Na studiach, trzydziestoletni, świeżo upieczony doktor był najlepszym ciachem, jakie nosiły uniwersyteckie korytarze, a żadnej z nas nie przyszło do głowy, aby nazwać go starym.
Lata mijały, a granica starości była przesuwana na coraz odleglejsze roczniki – najpierw świadczyły o niej siwe kosmyki, potem łysina. Dziś twierdzę, że nie ma starych ludzi – są ci, w innym wieku.
Trzydziestka, to dla wszystkich mocny kop w kuperek. Na opamiętanie oraz przypomnienie, że czas nieubłagalnie płynie i wreszcie trzeba „coś” ze sobą zrobić. To „coś” przybiera różny kształt – jedni żałują, że nie podróżowali, drudzy, że zbyt mało imprezowali, a jeszcze inni, że nie założyli rodziny. Choć każdego w taką rocznicę dopada chwila refleksji i wielkich podsumowań, to jednak nie ma co żałować straconego czasu (bo on z pewnością nie jest stracony) i jest go jeszcze wystarczająco, aby wszystko przeżyć.
Czego więc boją się świeżo upieczone trzydziestolatki?
Cycki? Zawsze można poprawić. Zmarszczki można likwidować drogimi kremami i skutecznymi zabiegami kosmetologicznymi. Włosy, to także żaden problem. Na rynku jest tyle kolorów i rodzajów farb, że siwy włos nie ma szans istnienia, a oprócz tego sklepy dysponują całą gamą „wzmacniaczy” w formie odżywek i kuracji, które dodają blasku. Zęby jeszcze nie wypadają, a gdy to się stanie, to na każdym rogu znajdziesz dentystę, który za odpowiednią kasę, wstawi śliczne, równe ząbki, świecące jak żarówki na choince. Czasy, gdy sztuczną szczękę wrzucano do szklanki przy nocnym stoliku minęły bezpowrotnie i za to: wielkie dzięki.
Po trzydziestce, niestety głowa nieco słabsza. Dwa drinki w zupełności starczają na cały wieczór, a po nich, i tak szumi. Trzeba więcej odsypiać, no i pamięć zawodzi, bo gdy ukradkiem jesz czekoladę, twój partner pyta, czy ty przypadkiem nie byłaś jeszcze przed chwilą na diecie.
Jakie są minusy przemijającego czasu?
Nawet jeśli są, to po co o nich w ogóle myśleć? Życie prze do przodu, a ty musisz biec za nim i trzymać je z całych sił. W międzyczasie wrzucać do worka wszystkie możliwe doświadczenia i wspomnienia, żeby w tej prawdziwej starości z kominkiem, bujanym fotelem i gromadką wnuków, powiedzieć: „Tak, miałam piękne życie”.
Kochana M. Choć masz już trójkę z przodu, to dla nas nadal jesteś postrzeloną nastolatką. Po co przejmować się kolejną świeczką na torcie? Nadal jesteś młoda, piękna i mądra. Oprócz tego jesteś spełniona zawodowo i masz kogo kochać. Posiadasz ogromną, wspierającą cię rodzinę i watahę przyjaciół, na których zawsze możesz liczyć. Nie warto się przejmować, co pomyśli ochroniarz klubu, gdy pokażesz mu swój dowód. Najważniejsze, że jesteś szczęśliwa i z uśmiechem wspominasz to, co minęło.
Specjalnie dla ciebie obaliłam słynne powiedzenie. Nie zaczynasz życia, ale też go nie kończysz. Żyjesz dalej z większym bagażem doświadczeń i dojrzalszym myśleniem. Starzenie się? Ani dziś, ani jutro. Jeśli zaś za kilkadziesiąt lat naprawdę będziemy stare, to rozejrzymy się za jakimś skutecznym środkiem konserwującym i będziemy uprawiały Nording Walking- żeby nadal być „fit”.
Teraz, bo wiem, że czytasz – uśmiechnij się, włącz ulubiony kawałek i zatańcz, bo życie jest naprawdę piękne, nawet po trzydziestce.
Janka
Później, życie też jest piękne 🙂
Czy już Ci się zdarzyło popatrzeć na innych ludzi w Twoim wieku z tym dziwnym uczuciem:
Ja chyba nie wyglądam tak staro?! Jeżeli tak, to ten dowcip Ci się spodoba:
Siedziałam w poczekalni u swojego nowego dentysty i rozglądałam się. Zauważyłam na ścianie dyplom ukończenia studiów i coś kliknęło. – Czyżby mój nowy dentysta był tym chłopakiem, w którym się nawet trochę podkochiwałam ? Jak go jednak zobaczyłam, szybko porzuciłam te myśli.
Ten prawie łysy facet z siwiejącymi włosami, brzuszkiem i twarzą pełną zmarszczek był zbyt stary, by mógł być moim kolegą ze szkoły. – A może jednak ?
Po tym, jak mi przejrzał zęby, zapytałam go, czy nie chodził przypadkiem do XXVI LO.
Tak. Owszem, chodziłem i byłem nawet jednym z najlepszych uczniów – zarumienił się.
A w którym roku pan zdawał maturę ? – zapytałam.
On odpowiedział: – W osiemdziesiątym piątym. Dlaczego pani pyta ?
To pan był w mojej klasie! – powiedziałam zachwycona.
Zaczął mi się uważnie przyglądać.
I następnie ten wstrętny, pomarszczony staruch zapytał:
A czego Pani uczyła ?…