Niekoniecznie o powiecie (5) – Sklepowe walki XXI wieku

Niekoniecznie o powiecie (5) – Sklepowe walki XXI wieku

O 8.00 wybija godzina “W” w jednym z oleskich supermarketów. Oddziały szturmowe od dobrych trzydziestu minut są przygotowane do akcji i czekają na zdjęcie barykady.

W pierwszych szeregach najsilniejsi i najsprytniejsi. W drugich i trzecich trzeba już kombinować. Młode małżeństwo dokonuje narady “Ty zaatakujesz od frontu, a ja uderzę z lewej flanki i tym sposobem zmylę przeciwnika. Później Ty spróbujesz okrążyć koszyki” – w krótkich żołnierskich słowach komunikuje żona, która najwidoczniej jest w tej grupie dowódcą.

W ostatnich rzędach stoją najstarsi i najemnicy. Pierwsi nie są zdolni do podjęcia skutecznej walki z młodymi wilkami i kiepsko znoszą przepychanki w tłumie. Drudzy dostali zlecenie od agentów 001 “żona” i 002 “mama” i nie czują w sobie woli walki, nie mają w sobie pasji zakupów, ale znają konsekwencje przyjścia do domu z pustą reklamówką.

Zza barykady pojawia się mglista postać z kluczem – to on, kierownik, który za chwilę zwolni blokadę i szturmowcy ruszą jak żużlowcy po upragnione towary.

Sztuk jest niewiele, towar wysokiej jakości, a ceny, jakich nie znajdzie się nigdzie indziej.

Trzeba mieć z góry ułożony plan i jasne priorytety. Wiedzieć, która rzecz najbardziej nam jest potrzebna i w jakim rozmiarze. Niektórzy biorą jednak niezależnie od rozmiaru – do innego sklepu lub dla: babci, dziadka, synusia, siostrzyczki, braciszka, córeczki, wnuczki, cioteczki, męża, kuzyna, wujaszka no i sąsiadki spod “trójki” – przecież jej też może się przydać. Towar zawsze można oddać, co mi tam!

Trwa zażarta walka. Kilka susów i szturmowcy pojawią się przy koszykach. Największy dostęp mają “długoręki”. Ci biorą kilka sztuk pod pachę i uciekają w bezpieczne miejsce, aby dokonać rozeznania w łupach i ewentualnie przymierzyć zdobyty skarb.

Inni zwinniejsi nurkują głęboko w koszach, w taki sposób, że wystają jedynie wiercące się nóżki.

Gdzieś trwa szamotanina. Dwie kobiety, towar jeden. Trwa swoiste przeciąganie liny. Rządzą prawa natury, wygra silniejsza, a któraś wyjdzie nienasycona.

Szczęśliwcy triumfalnie podchodzą do kas. Tu już raczej nic złego nie powinno się wydarzyć. Można skarb zabrać do domu i cieszyć się z rodziną jego widokiem.

Kłaniam się nisko specom od marketingu, którzy wymyślili sklepowe walki. Małym nakładem za jednym ruchem wypracowali niesamowitą reklamę i spory obrót w sklepowych kasach.

Wojenny majstersztyk!

Damian Pietruska

*- zdjęcie: kadr z filmu “Wyznania Zakupoholiczki”.

Podziel się