Niekoniecznie o powiecie (8) – Dokonuje się rewolucja

Niekoniecznie o powiecie (8) – Dokonuje się rewolucja

Internet może wygrać niejedną, współczesną wojnę. Internet znacząco wpłynął na wynik wyborów prezydenckich. Internet, to twór, który będzie kształtował życie przyszłych pokoleń.

Każdego dnia przekonuję się o jego potędze. Gdybym w niego nie wierzył, nie zakładałbym lokalnego portalu internetowego. Kiedy pracowałem w gazecie, po napisaniu nawet najlepszego (moim zdaniem) tekstu, praktycznie nie otrzymywałem żadnej informacji zwrotnej. Być może ktoś się po jego przeczytaniu uśmiechnął, ktoś naburmuszył, ktoś się nie zgodził, a ktoś chciałby polemizować. Tylko ja się o tym nie dowiedziałem. Jasne, zdarzało się, że ktoś podszedł i pochwalił lub zganił, tylko opinia oko w oko często bywa nieobiektywna.

Zauważyłem, że odkąd piszę w internecie, dwa razy zastanowię się, zanim położę palce na klawiaturze. Co najmniej trzykrotnie czytam każdy tekst w poszukiwaniu błędów. Bo internetowi czytelnicy nie wybaczają. Nie ma w tym nic złego. Po prostu czuje się, że zaraz może ktoś to przeczytać i można otrzymać informację zwrotną.

W portalu mam możliwość sprawdzenia ile osób przeczytało dany tekst, ile czasu mu poświęciło. Wiem nawet, ile osób w tej chwili przegląda daną stronę. Oglądając rosnące słupki statystyk dostaje się olbrzymiego kopa do pracy i ogrom satysfakcji. Można też dostosować treści, które najbardziej ludzi interesują. To wszystko można sprawdzić. (Na marginesie powiem, że obecnie czyta naszą stronę ponad tysiąc osób dziennie).

Właśnie dokonuje się rewolucja medialna.

Praktycznie nie oglądam telewizji (oprócz meczów), bo denerwują mnie filmy, notorycznie przerywane reklamami oraz to, że nie mogą wybrać pory oglądania danego programu, ani dziennikarza, którego właśnie mam ochotę posłuchać. W internecie wszystko mam dostępne o każdej porze. Mogę dokonać dogłębnego przesiewu informacji, nie muszę zaśmiecać głowy tym, co akurat ugotowała Magda Gessler, ale dowiem się tego, co mnie w danym momencie interesuje.

Zmieniło się również dziennikarstwo. Teraz dziennikarz nie jest już alfą i omegą. Nie jest znawcą tematu, bo jeśli się na takowego będzie kreował, internauci celnie go wypunktują. Zmierzą się z jego opinią, obalą tezę. Pojawiła się bowiem interakcja na linii nadawca-odbiorca treści, a nawet się ona czasem zaciera. Komentarz bowiem zostanie przeczytany przez taką samą liczbę odbiorców, co artykuł, co daje mu niespotykaną siłę przebicia.

Społeczeństwo podzieliło się na internetowe i nie-internetowe. To pierwsze właśnie wygrało wybory prezydenckie i będzie kształtować wynik najbliższych wyborów parlamentarnych. Jak to jest bowiem możliwe, że polityk, który przed wyborami miał największe zaufanie publiczne, po dyskryminującej kampanii internetowej, traci tron, na rzecz nieznanego wcześniej szerokiej masie, ale z lepszym, internetowym poparciem. Kłaniam się specom od public relations.

Internet pozwala się wsłuchać w głos tłumu, poczuć nastroje społeczne, bez wychodzenia na ulicę. To podziemie, drugi obieg informacji. Tylko tam można się dowiedzieć o rzeczach, o których w telewizji nie wolno powiedzieć nawet szeptem.

Można nie lubić w nim jednego – tak zwanego hejtu, czyli niewybrednych komentarzy, negatywnych poglądów, z której hejter (komentator) czerpie przyjemność. A z drugiej strony dają one prawdziwy obraz społeczeństwa. Ludzie po całym dniu ściągają maski i w świadomości anonimowości piszą, co naprawdę im na wątrobie leży. Takie rzeczy, o których nie powiedzieliby nawet rodzinie.

Nie zamierzam z tym walczyć.

Damian Pietruska

Podziel się