Boże Narodzenie może być każdego dnia

Boże Narodzenie może być każdego dnia

Pochodzący z Borek Wielkich brat Rafał Gorzołka, franciszkanin z Klasztora Franciszkanów pw. św. Antoniego Padewskiego we Wrocławiu codziennie przygotowuje obiad dla ponad pięciuset potrzebujących. Jest dyrektorem Kuchni Charytatywnej, prezesem Fundacji Tobiaszki oraz prezesem Fundacji Antoni we Wrocławiu.

Rozmowa z bratem Rafałem jest mocnym, emocjonalnym przeżyciem. To smutna, a zarazem potrzebna rozmowa z człowiekiem, który wiele doświadczył i może służyć za wzór. Padają tu mocne słowa, które po prostu są prawdą. Historia, gdzie rolę główną grają ludzie.

– Cały mój ból i zmęczenie mija, gdy widzę radość osób, które otrzymały skromną pomoc – mówi brat Rafał Gorzołka.

Wigilia, święta i przygotowania

12363250_447328428784481_7314694352283266919_oByła to już 23 wigilia zorganizowana przez Klasztor Franciszkanów pw. św. Antoniego, brat Rafał brał udział w jedenastej. Wieczerza zaczyna się życzeniami i kolędami. Później jest łamanie opłatkiem, modlitwa i wspólny posiłek. Wcześniej w adwencie jest dzień rekolekcyjny, w którym wszyscy dostają zaproszenia. To ogromne przedsięwzięcie. Przy organizacji pracuje około 40 wolontariuszy, którzy są kelnerami oraz pomagają w kuchni.

– Czas przedświąteczny to dla mnie okres wzmożonej pracy. Mam dużo obowiązków związanych z przygotowaniami do wigilii czy bieganiem za sponsorami. Człowiek praktycznie cały dzień jest poza klasztorem, bo sytuacja wymaga ode mnie bycia mobilnym.

Zorganizować wigilię w domu parafialnym dla pięciuset osób to masa pracy, ale to wartość sama w sobie. Nasza wieczerza była dla osób, które przede wszystkim przychodzą na co dzień do naszej kuchni charytatywnej, ale nie było takiej sytuacji, żeby ktoś nie dostał jedzenia.

Ja ją nazywam wigilią dla pięciuset świętych. Wielkie wzruszenie czuję w momencie, gdy przełamujemy się opłatkiem. Gdy spotykamy się przy wspólnym stole jest wiele łez, szczęścia i uśmiechu. Wtedy wiem, że warto.

Na wigilii mieliśmy zupę grzybową, rybę, ziemniaczki, surówkę i kompot. Później deser, kawa i herbata, serniki, czy makowiec. Na koniec wszyscy otrzymali prezenty. Są to paczki spożywcze jak i zwykłe prezenty. Zależy nam na tym, żeby był to pożywny posiłek z dobrych produktów. Ci ludzie naprawdę na co dzień borykają się z biedą, a ta wigilia pozwala im na chwilę o tym zapomnieć.

Jest to ogromne przedsięwzięcie. Koszt wigilii to suma rzędu 20 tysięcy złotych. Zawsze na spotkaniach towarzyszy straż miejska.

– Mundur powoduje, że jest większa dyscyplina, bo naprawdę ciężko jest opanować taki tłum. Do rozdysponowania mamy tony towarów. Parafianie z Borek Wielkich również się do niej przyczynili. W tym roku jak przyjechałem w adwencie, to zebrałem około cztery i pół tysiąca złotych. Ponadto dostałem produkty potrzebne do ugotowania potraw. Spotykam się tam z dużą życzliwością.  Zawsze się śmieję, że nie mogę tam jechać pociągiem, bo nie jestem w stanie zabrać się z powrotem. Można powiedzieć, że jest to już tradycja, bo co roku parafianie ofiarują nam wiele przeróżnych towarów. Dziękuje im za to.

Nasza wigilia jest jedną z większych w mieście, ale chwała za to, że inne organizacje również organizują takie przedsięwzięcia, bo tak to trzeba nazwać. Skoro do nas przychodzą ludzie na posiłek, to znaczy, że są takie potrzeby. W całym mieście są cztery stołówki takie jak nasze i każda ma co robić.

Ten krótki film pokazuje jak wygląda wigilia u franciszkanów pw. św. Antoniego Padewskiego

Życzenia 

Na wieczerzy nie zabrakło życzeń, szczerych życzeń.

– Betlejem (w przetłumaczeniu dosłownym) to dom chleba. Na wigilii życzyłem wszystkim atmosfery i ciepła rodzinnego. Żebyśmy jako franciszkanie byli dla nich rodziną. Życzyłem chleba, żeby nie doświadczali głodu. Żeby zawsze przychodząc do nas, wychodzili syci. Życzyłem radości i nadziei, bo można być biednym, a zarazem uśmiechniętym. Nadzieja jest po ty, by myśleć, że jutro będzie lepiej.

Boże Narodzenie jest zawsze wtedy, kiedy tego chcemy. Gdy uśmiechamy się do drugiej osoby, gdy jesteśmy życzliwi. To są słowa błogosławionej Matki Teresy z Kalkuty, które zawsze staram się przekazywać.

Praca na co dzień

– Gdy skierowano mnie do tej pracy, nie wiedziałem, że tak wielka jest potrzeba pomagania i jak wygląda bieda. Początkowo mało jadłem, bo mając świadomość biedy, nie mogłem. Z czasem zrozumiałem, że muszę się porządnie najeść, żeby móc nieść pomóc.

12304456_442197332630924_6531137500172515980_oFranciszkanin Rafał jest dyrektorem Kuchni Charytatywnej, która co dziennie wydaje ponad 500 obiadów dla ludzi potrzebujących. Ponadto prowadzi dwie fundacje i koordynuje szereg zajęć dla praktycznie każdego przedziału wiekowego.

– Osoby, które do nas przychodzą to najczęściej ludzie bezdomni, ubodzy, którzy żyją na pograniczu egzystencji, a marginesu społecznego. Tym ludziom brakuje pieniędzy na życie, często przeliczają czy kupić leki, czy zapłacić prąd, a może jedzenie. Nasza stołówka jest dla nich ratunkiem. Gorąca treściwa zupa, bochenek chleba to dla nich wielka pomoc. Taki posiłek dostają codziennie z wyjątkiem niedzieli i świąt.

Brat Rafał prowadzi również Fundację Tobiaszki. Dzięki zajęciom, które tam się odbywają, młode osoby nie stoją w bramach, nie są narażeni na używki i nie są spychane na margines.

– Fundacja Tobaiszki zajmuje się między innymi prowadzeniem świetlicy środowiskowej dla dzieci i młodzieży, ale tu też powstał klub seniora, gdzie na zajęcia przychodzi ponad 80 osób. Dzieci i młodzież mogą liczyć na pomoc w odrabianiu prac domowych. Organizujemy zajęcia teatralne, plastyczne, czy nawet zajęcia z psychologami. Osoby starsze uczą się obsługi komputera i w tym roku nasz klub seniora “Nazaret” wydał książkę z przepisami “Kuchnia Retro”. Bardzo byli dumni z tego, ja również. To złoci ludzie!

Sukcesem dla nas była dziewczyna, która była zagrożona w szkole z wszystkich przedmiotów, a po naszych zajęciach zdała do następnej klasy. To nas bardzo cieszy. Pochwały czy pochlebstwa nie dają tyle satysfakcji co zauważalne efekty naszej pracy.

Ponadto organizowaliśmy przeszkolenia zawodowe, żeby nieradzące sobie w życiu osoby umiały znaleźć pracę. Często jednak trafiały do czarnej strefy, gdzie panował wyzysk. Pracodawca widział, że ktoś jest biedny i to wykorzystywał. Brakuje ogniwa, które łączyłoby pracodawcę i osoby z biednych rodzin czy bezrobotnych.

Rzeczywistość

– Najbardziej boli mnie, gdy przychodzą do nas dzieci z domów dziecka. One nie mają się gdzie zaczepić, są wychowane przez instytucje, gdzie nie było ciepła rodzinnego. Ta młodzież jest podatna na uzależnienie od narkotyków oraz innych środków.

Pochodzę z Borek Wielkich. Tam status życia ludzi jest w miarę równy. We Wrocławiu z kolei jest bardzo duży kontrast biedy i bogactwa. Było dla mnie zaskoczeniem, gdy odwiedzałem rodziny, które miały jeszcze ubikacje na zewnątrz budynku. Toalety nie było w mieszkaniach, ani nawet na korytarzu. To był szok. Około 30 procent osób, które korzysta z naszej pomocy, na co dzień jest bez prądu, bo ich po prostu nie stać na rachunki. Dobrym pomysłem jest wprowadzenie dla takich rodzin liczników przedpłatowych, na których można kontrolować zużycie energii elektrycznej. To ich uczy ekonomii. To dla mnie znak, że jesteśmy jeszcze daleko w pewnych rzeczach do tyłu.

Mimo że pomoc społeczna jest mocno rozwinięta, ma bardzo dużo na swoich barkach. System nie jest dobry, gdyż sprawy finansowe powinny być oddzielone od pracy socjalnej. Dziś pracownik socjalny nie ma czasu na kontakt z człowiekiem, tylko (mówiąc kolokwialnie) załatwia papiery. Jest coraz mniej przestrzeni na motywację tych osób, na budowanie ich wartości i pokazanie im dobrej drogi. Pracownik socjalny jest urzędnikiem, musi przerobić ogromną stertę dokumentów, a to człowiek przecież powinien być  w centrum.

Działalność charytatywna musi być ponad tym. Najpierw pomoc, później formalności.

Największym poniżeniem dla godności człowieka jest żebranie albo szukanie jedzenia w śmietnikach. Co musiało stać się wewnątrz człowieka, żeby sięgnął po jedzenia do kosza? To dla mnie straszne. Te osoby są często wyizolowane od społeczeństwa.

Bardzo ciężko jest przerwać błędny łańcuch. Często młode dziewczyny z patologii angażują się w podobne związki, odczuwając chęć pomocy innym osobom. To jednak nic dobrego nie daje i rodzi się kolejna przemoc, kolejne uzależnienia.

Ja próbuję z tym walczyć. Jestem nieprzychylny, żeby rodzice z dziećmi jadły u nas obiady. Gdy przychodzą. to pakujemy im posiłek na wynos i każemy im wrócić do domu, by zjadły przy wspólnym rodzinnym stole. Najmłodsi nie mogą widzieć tej biedy, bo w końcu uświadomią sobie, że innego życia nie ma. Tak nie może być.

Pomoc

W dniu, gdy odwiedziłem brata Rafała na korytarzu spotkałem młodą osobę, która wręczyła pierniki franciszkanom, prosząc, żeby przekazać je osobom potrzebującym.

– Kilka lat temu trafiłem na prawnika. Zarabiał dobrze, żył na wysokim poziomie, ale po śmierci żony przeżył załamanie i po pół roku był już kloszardem.  Na początku przychodził czysty, pod krawatem, z czasem coraz gorzej wyglądał, nie ogolony, nie wykąpany. Pomimo rozmów, nie dało się do niego trafić. Nie wiem co się teraz z nim dzieje. Takich osób jest więcej. My pomagamy, ale musimy widzieć, że druga osoba chce pomocy. Tylko wtedy to ma sens. Wtedy jest dobre podłoże do współpracy i będą efekty. Czasem trzeba pozwolić człowiekowi dotknąć dna, by zrozumiał, że potrzebuje pomocy. Wtedy będzie miał motor napędowy do pracy.

Prezenty w pudełku po butach

12347632_445408542309803_6250224363167820265_nTo dar dla osób potrzebujących, które miały być spakowane w pudełko po butach. Były to produkty długoterminowe, ale też przeróżne najpotrzebniejsze rzeczy, np. skarpety.

– Dziękuję parafianom z Borek Wielkich, którzy również włączyli się w tę akcję. My nie zaglądaliśmy do środka, każde pudełko miało być podpisane do kogo ma trafić. Chodziło o napisanie przedziału wiekowego i czy ma trafić do mężczyzny, czy kobiety. My znajdowaliśmy taką osobę i przekazywaliśmy prezent. Ta akcja rośnie w siłę. Łącznie zebraliśmy 400 paczek, a to nasza trzecia edycja. Rozpoczęliśmy ją w Londynie, gdzie nasi znajomymi prowadzą stowarzyszenie Michała Archanioła. W tym roku przygotowali 800 paczek dla dzieci, przetransportowano je do Polski za pośrednictwem firm przewozowych, które zrobiły to za darmo. My je rozdysponowaliśmy dla najbardziej potrzebujących.

Obdarowani emanowali radością. To wielkie doświadczenie, serce się naprawdę raduje.

Jak pomagać?

– Miasto bardzo pomaga, 50 procent dofinansowania kuchni charytatywnej pochodzi z urzędu, o resztę musimy się starać sami. Robimy zbiórki pieniędzy w parafiach, instytucjach. Czasem jest miła niespodzianka i jak przychodzę rano do kuchni to czekają na mnie produkty. Okres świąteczny to czas, gdy ludzie chętnie pomagają. Spotykamy się coraz częściej z życzliwością. Otrzymujemy odzież, jedzenie, warzywa, czy owoce.

To ciężka praca. Matka Teresa z Kalkuty zawsze była dla mnie pod tym względem wzorem do naśladowania. Czasem zdarzają mi się trudniejsze chwile, ale wtedy muszę zebrać siły i iść naprzód. Pomaga mi modlitwa. Często ma się do czynienia z pijanymi ludźmi, z agresywnymi zachowaniami, ale muszę w każdym człowieku dostrzec Boga. Tylko wtedy mogę pomagać szczerze.

Prezydent Lech Kaczyński z okazji Dnia Pracownika Socjalnego w 2009 roku odznaczył Brązowym Krzyżem Zasługi franciszkanina Rafała Gorzołkę.

W 2015 roku  z Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej brat Rafał Gorzołka otrzymał nagrodę i podziękowania za wieloletnią pracę na rzecz budowania partnerstwa społecznego i platformy wymiany doświadczeń, tworzenia grup samopomocowych oraz prowadzenie kuchni charytatywnej dla ubogich i bezdomnych. Powołał do istnienia Klub Seniora „Nazaret”, mający na celu wspieranie i budowanie integracji międzypokoleniowej, profilaktykę społeczną dzieci i młodzieży oraz aktywizowanie grupy seniorów do czynnego włączania się w rozwój społeczności lokalnej

– Oczywiście cieszę się z tych nagród. To motor napędowy do dalszej pracy. Jednak największą nagrodę otrzymuję od osób, które cieszą się z otrzymanej pomocy. Gdy widzę, że to czemu się poświęcam, przynosi tyle radości.

Franciszkanin Rafał nie ustępuje w niesieniu pomocy. Choć ma świadomość skali problemu, stara się po prostu codziennie pomagać. To mały gest, który dużo znaczy. Na koniec cytat błogosławionej Matki Teresa z Kalkuty:

„Zawsze, ilekroć uśmiechasz się do swojego brata i wyciągasz do niego ręce, jest Boże Narodzenie. Zawsze, kiedy milkniesz, aby wysłuchać, jest Boże Narodzenie. Zawsze, kiedy rezygnujesz z zasad, które jak żelazna obręcz uciskają ludzi w ich samotności, jest Boże Narodzenie. Zawsze, kiedy dajesz odrobinę nadziei „więźniom”, tym, którzy są przytłoczeni ciężarem fizycznego, moralnego i duchowego ubóstwa, jest Boże Narodzenie. Zawsze, kiedy rozpoznajesz w pokorze, jak bardzo znikome są twoje możliwości i jak wielka jest twoja słabość, jest Boże Narodzenie. Zawsze, ilekroć pozwolisz by Bóg pokochał innych przez ciebie, zawsze wtedy jest Boże Narodzenie.”

Zapraszamy na stronę fundacji:

na Facebook’u: Fundacja Antoni oraz strona internetowa: Fundacja Antoni

 Michał Krzyminski

Podziel się