Dobro wraca! Mariusz i jego rodzina mogą liczyć na pomoc

Dobro wraca! Mariusz i jego rodzina mogą liczyć na pomoc

Dobro wraca! Ten magiczny frazes znalazł kolejne odzwierciedlenie podczas niedzielnej imprezy w oleskim MDK-u, zorganizowanej dla przebywającego w śpiączce 34-letniego Mariusza Szczepko z Sowczyc.

Sala wypełniona po brzegi, tłumy, licytacje, atrakcje i jak zwykle świetna organizacja “Mam z Olesna i okolic”. W sumie podczas imprezy w niedzielę 11 lutego udało się zebrać 10 737,94 złotych.

To historia, która poruszyła mieszkańców powiatu oleskiego. Marzec 2017 roku dla młodej rodziny okazał się tragiczny. Spodziewająca się dziecka żona Agnieszka oraz 4-letnia Amelka odwożą męża i tatę do szpitala. Odtąd zmienia się wszystko.

20150716_192103_hdrNic nie zapowiadało, że Mariusz będzie miał jakiekolwiek problemy ze zdrowiem. Był silny i zdrowy. Zawsze uprawiał sport, zdrowo się odżywiał, nie palił. Ból brzucha przyszedł nagle i niespodziewanie.

– Na początku go zbagatelizowaliśmy, ale kiedy zaczął narastać, mocno się wystraszyłam – mówi Agnieszka Grabińska-Szczepko, żona Mariusza, która była wtedy w zaawansowanej ciąży. – Postanowiłam, że jednak będziemy musieli jechać do szpitala. Tam zrobili badania krwi, po których okazało się, że wszystko jest w zasadzie w normie. Mariusz dostał kroplówkę, która go wzmocniła. Miał wrócić do domu, ale zwymiotował krwią, więc lekarze postanowili zostawić go w szpitalu do rana, żeby zrobić gastroskopię.

Kiedy przyjechałam następnego ranka, był słaby, ale twierdził, że czuje się lepiej. Lekarze jednak nie mogli wykonać gastroskopii, bo krwawienie się powtórzyło. Zaczęło się robić niebezpiecznie, więc zaczęli przetaczać mu krew i postanowili, że zabiorą go na operację.

Ordynator powiedział, że operacja się udała, a krwawienie udało się zatamować. Krwawienie było rozległe, obejmowało cały żołądek. Lekarze usunęli część żołądka, która krwawiła najmocniej.

– Powiedziano mi, że tego dnia już nie mogę go odwiedzić i mam przyjechać jutro. Do domu pojechałam uspokojona – relacjonuje Agnieszka. – Wieczorem jeszcze wróciłam, żeby zapytać jak się czuje i czy wszystko jest w porządku. Doznałam pierwszego szoku, bo poinformowano mnie, że męża nie ma na sali pooperacyjnej, że jest na OIOM-ie.

Pierwsza myśl była taka, że zwyczajnie zabrakło łóżek, mogło być więcej operacji, a dla lepszego nadzoru po prostu przenieśli go na oddział.

Niestety, sytuacja była poważna. Doszło do nagłego zatrzymania krążenia i drastycznego spowolnienia akcji serca. Mariusz prawdopodobnie zachłysnął się krwią i lekarze musieli go reanimować.

– Wtedy zaczęło do mnie docierać, że sytuacja zrobiła się naprawdę niebezpieczna. A kiedy przyszłam na OIOM i zobaczyłam go podłączonego do tego całego sprzętu, to nie potrafiłam się pozbierać. Było mi strasznie ciężko. Kiedy stamtąd wyszłam, zaczął mnie boleć brzuch i odczuwałam skurcze, więc zostałam zaprowadzona na SOR i zostałam na oddziale.

Później prognozy nie były najlepsze.

– Rokowania nie były najlepsze, ale im bardziej lekarze mówili, że może być źle, tym bardziej zapieraliśmy się i działaliśmy w drugą stronę. Dzisiaj jak na to patrzę, z perspektywy czasu, nasze zachowanie i ta siła była nieracjonalna.

Na szczęście udało się ustabilizować stan Mariusza, ale nadal przebywał w śpiączce.

20150315_151821Rozpoczęła się żmudna rehabilitacja, ciągłe stymulacje, konsultacje z profesorami. Mariusz był po sześć godzin dziennie dotykany, masowany, stymulowany. Do września przebywał w szpitalu.

W lipcu Agnieszka urodziła drugie dziecko.

Dzięki zbiórce, o której pisaliśmy tutaj, udało się zebrać pieniądze między innymi na wyjazd do Krakowa na pierwszy turnus rehabilitacyjny.

– Na zbiórkę pieniędzy namawiali mnie wszyscy od kwietnia, a ja cały czas wierzyłam, że on się obudzi jeszcze w szpitalu, że prywatna rehabilitacja i prowadzone stymulacje jeszcze na OIOM-ie wybudzą go i pobyt w specjalistycznym ośrodku nie będzie potrzebny– komentuje Agnieszka. – Bo nie jest łatwo powiedzieć “potrzebujemy pomocy, robimy zbiórkę”. Zawsze sami sobie radziliśmy, wierzyłam, że damy radę i tym razem. Organizowaliśmy przeróżne imprezy charytatywne, a Mariusz w nich pomagał. Teraz to my potrzebowaliśmy wsparcia. Gdyby nie pomoc Alicji Dąbrowskiej, mojej przyjaciółki, która zdecydowała, że zakładamy zbiórkę, to nie wiem jak długo trwałoby, zanim bym się na to zebrała.

Do tej pory wydawało mi się, że ludzie jednoczą się, gdy zbierane są pieniądze na małe dzieci, że ich los najbardziej wzrusza. To naturalny odruch serca, że pomagamy bezbronnemu, małemu dziecku. Nie spodziewałam się, że tak wiele osób przejmie się naszą sytuacją i stwierdzi, że temu facetowi też trzeba pomóc. Nagle okazało się, że mnóstwo osób w nas wierzy, że jesteśmy dla kogoś ważni, że nie zostaliśmy sami.

Pomoc przychodziła zewsząd. Dzięki zbiórce udało się zebrać pieniądze na rehabilitację.

–Po artykule w prasie między innymi odnalazła mnie pewna pani, której nigdy wcześniej nie widziałam, przywiozła pieniądze w kopercie i powiedziała, żebym ratowała swojego męża – mówi Agnieszka.

Nasza parafia zorganizowała zbiórkę. Mieszkańcy Sowczyc i Łomnicy postanowili nas wesprzeć. Rodzina, przyjaciele – wszyscy zaangażowali się w pomoc Mariuszowi.

W ten sposób udało się opłacić również następny czterotygodniowy turnus rehabilitacyjny w Krakowie.

– Pobyt w Krakowie przyniósł wiele korzyści Mariuszowi, ale był też okresem, w którym mogliśmy się sporo nauczyć. Rehabilitanci oprócz tego, że ćwiczyli z mężem, pracowali również ze mną. Pokazali, w jaki sposób mogę go rehabilitować sama. Dzięki temu, mogę teraz  pionizować Mariusza z pomocą rehabilitantów, którzy przychodzą do nas do domu.

Dzięki rehabilitacji poprawiło się napięcie mięśni twarzy, Mariusz zaczął kontrolować głowę, przełykać i gryźć. Rehabilitanci przystosowali go do wózka, w którym umie spędzić kilka godzin, co wydawało się wcześniej niemożliwe. Mariusz potrafi wytrzymać w pozycji pionowej godzinę. 

W domu rodzina przystosowała cały pokój dla Mariusza. Kupili specjalne łóżko, materac, podnośnik, wózek oraz sprzęt rehabilitacyjny: wałki, półwałki, kostki rehabilitacyjne. Rodzina planuje kupić podnośnik sufitowy, aby jedna osoba była w stanie przenieść Mariusza z łóżka na wózek. Koszt podnośnika sufitowego to około piętnaście tysięcy złotych. Rodzina planuje również przystosować łazienkę.

Założona została kolejna zbiórka pieniędzy na kwotę 120 tysięcy złotych, która miałaby pokryć koszty wielomiesięcznej rehabilitacji w specjalistycznym ośrodku oraz byłaby szansą na zastosowanie innowacyjnych metod stosowanych u pacjentów w śpiączkach.

Agnieszka jest zaskoczona tak dużą pomocą niesioną przez ludzi.

– Można powiedzieć, że dobro wraca! Kiedyś Mariusz pomagał w podobnych akcjach potrzebującym, a teraz może liczyć na pomoc innych. Mam niepełnosprawną siostrę i Mariusz zawsze był dla niej oparciem i otaczał ją opieką. To człowiek, dla którego oferowanie pomocy innym przychodziło naturalnie.

Teraz, dla wielu naturalne jest, że trzeba pomóc Mariuszowi i jak jego rodzinie.

Damian Pietruska

Aby pomóc Mariuszowi Szczepko i jego rodzinie, można wpłacać pieniądze na konto:

Numer konta: 34 1680 1235 0000 3000 1461 2426 (Opolskie Stowarzyszenie Rehabilitacji Neurologicznej i Funkcjonalnej, koniecznie z dopiskiem Mariusz Szczepko).


Można również przeznaczyć 1% swojego podatku na podane dane:

Opolskie Stowarzyszenie Rehabilitacji Neurologicznej i Funkcjonalnej, Numer KRS: 0000273196, Cel szczegółowy: Mariusz Szczepko.


Można również uczestniczyć w internetowej zrzutce pieniędzy:

 https://zrzutka.pl/wspolnie-obudzmy-mariusza


Galeria zdjęć Joanny Hęcińskiej – LaiCoti Fotografia z niedzielnej imprezy Spotkajmy się – Dla Mariusza.

Podziel się