Bez szkolenia piłka na wioskach będzie umierać

Bez szkolenia piłka na wioskach będzie umierać

W sobotę 7 marca po długiej zimowej przerwie znów ruszają lokalne piłkarskie rozgrywki ligowe. Z tej okazji o stanie piłki nożnej w powiecie oleskim porozmawialiśmy z Jarosławem Knagą, zastępcą dyrektora Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury i Sportu w Praszce, który z lokalną piłką nożną przyjaźni się od lat i widział ją z wielu perspektyw: piłkarza, trenera i działacza.

– Jaki jest stan piłki nożnej w powiecie oleskim? Poziom się podnosi? Z pewnością można zauważyć, że mamy coraz mniej ligowych zespołów. Obecnie oleska B klasa liczy tylko 11 zespołów. Jeszcze kilka lat temu było to nie do pomyślenia.

– To niezwykle szeroki temat. Żeby go omówić, musielibyśmy poświęcić na to kilka godzin. Generalnie mówiąc, różnie to bywa. Coraz trudniej jest pozyskać młodzież, zebrać drużynę. Najważniejsi w klubach są lokalni liderzy, jeśli oni potrafią pociągnąć za sobą ludzi, tam drużyny dobrze funkcjonują. Kiedy ich zabraknie, nie wiem co się stanie.

– Każdy, kto choć trochę interesuje się lokalną piłką, zna tych panów, którzy od lat załatwiają w klubach niemal wszystko, od wszelakich formalności do przygotowania boiska czy transportu. Trudno jednak nie zauważyć, że są to panowie, którzy młodość przeżywali dłuższą chwilę temu, a następców raczej nie widać…

– Oczywiście, jest mało klubów, które prowadzą ludzie młodzi. Budujące jest jednak to, że pojawiają się nadal nowe ośrodki, jak na przykład w Ganie, gdzie chcą utworzyć klub ligowy.

– A wracając do poziomu sportowego…

– Powiedziałbym, że jest średni. Chciałbym, żeby piął się w górę. Być może poprzez szkolenie dzieci i młodzieży, które mamy w powiecie na dobrym poziomie, ten poziom się podniesie.

– Nie ma Pan wrażenia, że w tych zespołach lokalnych, oprócz doświadczonych działaczy, mamy doświadczonych piłkarzy, którzy od wielu lat stanowią o sile swoich drużyn? Nie widać młodych zawodników, którzy mogliby w przyszłości być na ich poziomie.

– Z własnego podwórka wiem, że coraz trudniej zachęcić młodzież, żeby byli z nami w klubie, żeby chcieli swój wolny czas poświęcać na piłkę nożną. Musimy walczyć, aby młodzież przyciągnąć do klubu i czymś ich zachęcić do uprawiania sportu. Z dojrzałymi ludźmi nie podniesiemy już poziomu. Musimy zaczynać od podstaw, czyli od pracy z dziećmi i młodzieżą, a później naturalnie wprowadzać młodych zawodników do seniorów. Zaszczepiać sportowego bakcyla dzieciom, niezależnie od dyscypliny, bo to może być piłka nożna, ale również siatkówka, koszykówka czy inna dyscyplina sportu. Trzeba systematycznie pracować, wciągając w to wszystko rodziców, bo bez tego nasz sport lokalny, wiejski, będzie kulawy.

– Jeśli mówimy o szkoleniu młodych piłkarzy, to ono jest na wysokim poziomie, ale tylko w tych większych miejscowościach, jak Olesno, Praszka, Gorzów Śląski czy Rudniki oraz w pojedynczych lokalnych klubach. Kiedyś był wymóg, aby w każdym B-klasowym klubie była chociaż jedna drużyna młodzieżowa. Przepis z powodów życiowych został zlikwidowany, ale tam, gdzie nie szkoli się młodzieży, będzie trudno utrzymać drużynę na dłuższą metę.

– Przyczyniła się do tego reforma OZPN-u. Uważam, że dla młodych, na wsiach, powinno się robić ligi siedmioosobowe. Nawet dla drużyn juniorskich, które grałyby w naszym powiecie. Łatwiej byłoby wtedy zebrać dziesięciu chłopaków, którzy zagrają w meczu. Z takiej ligi z pewnością również wyłowilibyśmy perełki, które zasiliłyby dorosłą, lokalną piłkę. W piłce jedenastoosobowej musimy mieć osiemnastu-dwudziestu chłopaków, żeby móc grać regularnie. Reforma sprawiła również, że wyjazdy na mecze, to już nie wyjazdy lokalne, ale regionalne i nie wszystkie kluby na to stać.

Trzeba to jasno powiedzieć – bez zespołów młodzieżowych, drużyny wiejskie będą umierać.

– Ten proces już się odbywa. Boiska na wioskach, które jeszcze kilka lat temu były arenami ligowych zmagań, obecnie są zarośnięte.

– Wielu z nas ma ten problem. Akurat u nas w Praszce szkolenie dzieci jest na wysokim poziomie i jest masowe. Widać efekty tej pracy. W M-GOKiS-ie mamy sto pięćdziesiąt dzieci na treningach, sześć grup dziecięcych. Do nas przyjeżdżają dzieciaki z całej okolicy i widać, że systematyczna praca ma sens. Nawet nie mówię o wyniku sportowym. Dla nas genialnym wynikiem jest właśnie liczba dzieci na zajęciach. Pewnie, że każdy lubi wygrywać turnieje czy mecze (i my też to robimy), ale nie każdy zostanie piłkarzem, a najważniejsze, żebyśmy mogli dzieciom coś fajnego zaproponować. My im pokazujemy, co mogą robić, w jaki sposób się rozwijać, a oni w przyszłości wybiorą na co postawić. Myślę, że ciekawą alternatywą będzie jednak dla nich wtedy sport.

– Dziękuję za rozmowę.

Damian Pietruska

Podziel się