Kontrolowane podpalenie w lesie. W akcji śmigłowiec gaśniczy
Jak szybko dostrzeżony zostanie dym w systemie kamer nadleśnictwa? W jakim czasie i z jaką dokładnością do celu dotrą służby pożarnicze, w tym statki powietrzne? Na te pytania próbowano odpowiedzieć podczas ćwiczeń oleskiego nadleśnictwa.
W samym środku lasu w Leśnej w czwartek 19 maja dokonano kontrolowanego podpalenia, które miało sprawdzić skuteczność wczesnego alarmowania przeciwpożarowego w lasach. Ten system zmienił się w ciągu ostatnich lat. Wcześniej, pożar miał zauważyć człowiek, obserwujący widnokrąg w dostrzegalni przeciwpożarowej. Obecnie ludzkie oko zostało zastąpione przez nowoczesne kamery, umieszczone na wieżach.
– Nasze działania służyły udoskonaleniu systemu przeciwpożarowego, który od kilku lat funkcjonuje między innymi w naszym nadleśnictwie. Dostrzegalnie przeciwpożarowe wcześniej były obsługiwane przez ludzi. Na tak zwanych wieżach umieszczony był człowiek, który przez cały czas obserwował widnokrąg, a kiedy dostrzegał dym, określając jego azymuty na trzech wieżach położonych w pobliżu, metodą triangulacji wskazywano miejsce pożaru. Od kilku lat na tych wieżach mamy system kamer, który jest obsługiwany w punkcie alarmowo-dyspozycyjnym w nadleśnictwie tylko przez jedną osobę, która na monitorach śledzi pracę tych urządzeń – tłumaczy Dariusz Kowalczyk, inżynier nadzoru w Nadleśnictwie Olesno. – Jeżeli możemy w tym przypadku wspomóc się techniką, to trzeba to zrobić. Należy dodać, że wcześniejsza służba na wieży była bardzo uciążliwa, ponieważ dyżury trwały po dwanaście godzin, często w upale, w trudnych warunkach, a człowiek może się mylić
Działanie systemu najlepiej sprawdzić w praktyce.
– Ciągle trwają pracę nad udoskonalaniem tego systemu, stąd najlepszym rozwiązaniem na sprawdzenie jego skuteczności są takie kontrolowane podpalenia. Chcemy w ten sposób sprawdzić, jak szybko ten system reaguje, jak szybko dostrzeżony zostanie dym. Niebagatelną rzeczą w przypadku pożaru w lesie jest czas. Materiał palny mamy dookoła, więc jeżeli zareagujemy bardzo szybko, to mamy szansę zgasić pożar w zarodku. Natomiast, jeśli damy pożarowi się rozwinąć, siły i środki, których trzeba użyć, żeby taki pożar okiełznać, są niewspółmierne, a skutki opłakane. Możemy również sprawdzić, jak działają nasze procedury w takich wypadkach. Im więcej takich sytuacji przećwiczymy, tym będziemy lepiej przygotowani, gdy nadejdzie faktyczna potrzeba – mówi Dariusz Kowalczyk.
W akcji gaszenia pożaru brał udział śmigłowiec gaśniczy oraz strażacy OSP Wysoka.
Damian Pietruska