Niekoniecznie o powiecie (44) – Jesteśmy małomiasteczkowi? I to jak!

Niekoniecznie o powiecie (44) – Jesteśmy małomiasteczkowi? I to jak!

Kolega przez kilka ładnych lat mieszkał w bloku w Krakowie. Winda, kilka pięter, blisko centrum. Przez te kilka lat nie poznał się bliżej z żadnym sąsiadem. Ledwie niektórych kojarzył, w tym stopniu, że rozpoznałby w sklepie. Raczej nie miał pojęcia, kto dokładnie mieszka za jedną czy drugą ścianą, a co dopiero nad sufitem. Po trzech miesiącach mieszkania w Oleśnie, w podobnym, ale jednak mniejszym bloku, zna już rozkład dnia niemal każdego z sąsiadów. Urządza pogawędki “na fajce” i wie, które dziecko, kiedy płacze. Zdarza się też spotkać z jednym czy drugim na piwie, nie mówiąc o tym, że chętnie pomaga na przykład we wniesieniu czegoś cięższego.

Zaczyna o sąsiadach plotkować. Kiedy mówiłem, że szybko przesiąknie małomiasteczkowym stylem, odgrażał się, że nie ma takiej opcji. Co go interesuje życie Jolki z drugiego piętra? Teraz nadstawia ucho, głodny nowej historii. Niekoniecznie prawdziwej – pamiętajcie, żeby prawda nie zepsuła wam dobrej anegdotki!

Ciekawe, że nieco wstydzimy się tej naszej małomiasteczkowości. Udajemy, że jej nie ma. Trochę Dawid Podsiadło wypromował tę frazę, oblewając ją pozytywnym kontekstem. Chcemy być wielkomiejscy, czasem tylko wychodzi trochę nieudolnie.

Historia usłyszana (nie moja jakby co!). Urodziny przedszkolaka (toż to kopalnie anegdot). Przy stole, czekając aż pociechy się wybawią, piją kawę, trochę z podniesionym noskiem rodzice, którzy chcą iść z duchem czasu. Wiecie – Twoje dziecko ma już pięć lat, a jeszcze nie chodzi na hiszpański i perkusję? Zastanów się nad swoim rodzicielstwem! Więc kawa pachnie, rozmowa się toczy, więcej “ę” i “ą”, żeby jakoś tak wyraźniej było. I wchodzi temat wyboru szkoły podstawowej dla swojej przyszłej dumy. Która da większe możliwości, gdzie lepsi nauczyciele, lepsze wycieczki, języki, kółka zainteresowań i w ogóle szersze drzwi do wielkiego świata. Ta rozmowa brzmiałaby wielkomiejsko, podejrzewam, że bardzo podobnie do warszawskich odpowiedników, gdyby nie to, że toczyła się w Oleśnie, gdzie do wyboru są… dwie szkoły podstawowe! I to nie tak, że jedna specjalizuje się w szermierce, a druga w pływaniu synchronicznym.

W czym jeszcze jesteśmy małomiasteczkowi? Uśmiecham się, kiedy zaczyna się rozmowa o… kimkolwiek. Rzucasz nazwisko i od razu włącza się aplikacja tworząca drzewo genealogiczne całej rodziny. Jan Nowak? O, ten, co dziadek był kowalem, ojciec pracował w mleczarni, a potem rozwiódł się z żoną, która poszła do tego stolarza – no, jak mu tam było? No tak, dzięki – Kowalskiego! Tak, tego, co jego matka zmarła dwa lata temu. Oj, męczyła się bidulka, ale przynajmniej mieszkanie w spadku zostawiła. Wnuki strasznie się kłóciły – Adam wziął mieszkanie na siebie, a Jurek został spłacony i wyjechał do Poznania, wiesz, z tą, od tej Kwiatkowskiej, co szyła kiedyś, a teraz pracuje w tym spożywczym, no pewnie, tym koło piekarni, gdzie pracuje Zosia, ta od tych…

Przecież to trzeba mieć komputer w głowie, przy którym ChatGPT oszalałby z nadmiaru tak szybko wypluwanych danych! Wyobrażam sobie wtedy taką wielką tablicę korkową na całą ścianę, gdzie każdy bohater danej historii ma swoją pinezkę, którą łączy się dziesiątkami niteczek z innymi pinezkami.

Nie łudź się, Ty też jesteś pinezką w dziesiątkach ploteczek. Nawet jeśli bardzo tego nie chcesz.

Zabawne są zakupy. Chcesz naprawdę szybko przemknąć przez sklep, więc wchodząc, skanujesz otoczenie w poszukiwaniu znajomych, po czym obierasz najbezpieczniejszy wariant drogi. To nie tak, że jesteś niemiły, ale tym razem naprawdę Ci się spieszy. Nie masz czasu na pogawędkę w stylu: “O cześć! Co, zakupy?”. I nie wiesz co odpowiedzieć, przecież nie przyznasz się, że przyszedłeś do sklepu pospacerować. Więc kluczysz, mijasz te alejki, zakładasz czapkę niewidkę, żeby ostatecznie przy kasie i tak stało się nieuniknione. I sam nie wiesz czemu na końcu radosnej gawędy rzucasz nieprawdziwie – “musimy się w końcu spotkać!”.

Idź sobie przez miasto (miasteczko) i policz, ile razy w ciągu tego spaceru powiedziałeś “dzień dobry” i “cześć”. Mam słabą pamięć. Do twarzy, nazwisk, sytuacji. Generalnie słabą pamięć. I czuję to zażenowanie, kiedy ktoś mówi “cześć”, a ja za cholerę nie umiem sobie przypomnieć, skąd się znamy. Albo inaczej – z kimś trochę starszym – czy my już przechodziliśmy “na Ty”. No nie pamiętam – ryzykuję! Inna kwestia – znacie się albo się nie znacie. To znaczy wiecie, kim jest mijana na chodniku osoba, ona też prawdopodobnie wie, kim jesteś Ty. Ale chyba nigdy ze sobą nie gadaliście. Mówić coś o dobrym dniu czy taktycznie czekać co zrobi druga strona?

Na razie same minusy małomiasteczkowości. Chociaż nie dla wszystkich. Ale kurczę, ta małomiasteczkowość ma też supermoce. I one wychodzą w sytuacjach kryzysowych. Nigdzie nie czujesz się tak bezpiecznie, jak w małych społecznościach. Obgadają Cię, owszem, ale kiedy przyjdzie potrzeba, pomoc się znajdzie, jak nigdzie indziej.

A Ty, siostro i bracie, o których wie wszystko Twoja sąsiadka i to dwa pokolenia wstecz, wstydzisz się swojej małomiasteczkowości czy nosisz ją z dumą?

Damian Pietruska

Podziel się