Babski Kurnik – odcinek 49 – Zardzewiałe love storie

Babski Kurnik – odcinek 49 – Zardzewiałe love storie

Dokładnie tydzień temu, będąc w pracy otrzymałam wiadomość. Po jej przeczytaniu czułam się dokładnie tak jak wtedy, gdy po raz pierwszy oglądałam śmierć Jack’a Dowsona w Titanicu. Swoją drogą, dlaczego oboje z Rose nie weszli na tę dryfującą deskę?

Gdyby skoczyli na nią równocześnie, to Titanic skończył by się Happy End’em, a ja zaoszczędziłabym na chusteczkach.

Wracając do tematu, wiadomość wysłał mi mój były chłopak, z którym byłam wieki temu razem. Poinformował mnie, że jest w mieście i proponuje spotkanie przy kawie. Przez pierwszą godzinę nie dowierzałam i ciągle odczytywałam tę wiadomość od nowa, wyszukując kruczków. Następne dwie formułowałam potencjalnie odpowiedzi, z których ani jedna nie została wysłana, a pod koniec czwartej odpisałam w bardzo wysublimowany sposób: „Ok. Gdzie i kiedy?”.

Krótka wymiana wiadomości i doszło do tego, że spotkamy się nie po pracy, a wieczorem i nie na kawie, lecz kolacji. Niewiarygodne, że w te dni wyczekiwania czułam się jak zadurzona po uszy nastolatka, która nie wie jak powiedzieć rodzicom, że ma chłopaka.

Prawdę co do spotkana okroiłam do minimum, mówiąc mojemu partnerowi, że to spontaniczne spotkanie z paczką znajomych z dzieciństwa, po czym wystrojona jak stróż w Boże Ciało, weszłam do restauracji, gdzie na mnie czekał.

Pierwsze spojrzenia, nieśmiałe przywitanie, a serce mi waliło, niczym tonowy młot, który miał mi rozerwać klatkę piersiową. Nawet w najśmielszych myślach, nie podejrzewałam, że może być aż tak przystojny i uwodzicielski. Oczarowana, nie czułam jak z każdym słowem odbiera mi kontrolę nad własnym życiem, które tak starannie układałam.

Spędziłam z nim kilka godzin, zamawiając kolejne wina, w końcu lokal zamknięto, a my wybraliśmy się na spacer. Rozmowom nie było końca, a gdy jechałam już taksówką do domu, zadzwonił do mnie mówiąc, że jestem wspaniała i bardzo za mną tęsknił.

Znów poczułam motylki w brzuchu – przez te przeklęte owady, nie mogłam spać całą noc, a sobotnie sprzątanie, było tylko chodzeniem koło telefonu i wyczekiwaniem na jego wiadomość. Dzięki wielkie Opatrzności, że uderzyłam się w mój zakuty łeb, tak mocno, że musiałam usiąść na kanapie, z przyłożonym do czoła nożem, aby nie pojawił się guz i wtedy mnie olśniło.

Uświadomiłam sobie, że jestem totalną kretynką. Po pierwsze okłamałam ukochaną osobę, po drugie myślę o moim byłym, który pod warstwą dżentelmeńskich uśmiechów i komplementów, nadal jest tym draniem, przez którego przepłakałam kilka miesięcy. Po trzecie skoro ma tak świetnie ułożone życie (mieszka w Wielkiej Brytanii, ponoć założył firmę), dlaczego nie ma kobiety przy jego boku? Przyznajcie, coś tu śmierdzi.

W czasie mojej iluminacji, doszła do mnie wiadomość, na którą czekałam pół dnia, z propozycją kolejnego spotkania. Nie potrzebowałam czterech godzin, aby wreszcie odpisać i tak to, co nie powinnam. Odmówiłam, życząc mu wszystkiego dobrego, po czym poprosiłam, aby już nigdy do mnie nie pisał. Wysłanie nie było łatwe – przyznam bez bicia, ale zrobiłam to, zamykając ten króciutki rozdział raz, na zawsze.

Niesamowite, jak łatwo jest się dać oczarować, takiej niewiadomej jaką jest mój były. Przecież, gdybym nie uderzyła się w głowę, najprawdopodobniej schrzaniłabym sobie życie. Jednak wyciągnęłam ważną lekcję, wiele razy zarzucałam sobie, że nie robię niczego szalonego i miałam wrażenie, że już wszystko za mną. Chciałam zamieszać w moim życiu, chcąc wreszcie znaleźć się tam, gdzie powinnam. Dziś wiem, że jestem w najwłaściwszym dla siebie miejscu, z najodpowiedniejszą osobą, która fakt, wkurza mnie przez przynajmniej siedemdziesiąt procent czasu, ale zawsze jest te trzydzieści, podczas których jest spełnieniem moich marzeń i najlepszym, co w życiu dostałam. Zsumowanie tych liczb, jest wynikiem prawdziwej miłości, dla której zrobię wszystko. A mój były? Zawsze zostanie w mojej pamięci, skradł mi kawałek serca, którego nie oddał. Okazało się jednak, że można bez tego kawałka żyć, choć na początku nie było łatwo. Nie dam rady o nim zapomnieć – jest elementem składowym, tego kim jestem. Bez niego nie byłabym tą Janką, która do was pisze.

Od razu zabrałam się do pieczenia ciasta Tiramisu na sałatce truskawkowej – trochę wysokie loty, jak na moje zdolności, ale wyszło całkiem w porządku. W każdym razie gdy wyjawiłam prawdę, mojemu partnerowi szczęka opadła – prawdopodobnie nie z powodu mojego wybornego wypieku.

 Janka

Podziel się