Dziennikarze w akcji!

Dziennikarze w akcji!

Redakcja „opoWIEŚCI GORZOWSKICH” powstała w ramach projektu „Czasopismo, czas na pismo młodych”. Zdobył on grant w wysokości 6 000 zł w konkursie „Eduko – Bardzo Młoda Kultura 2019-2021 Opolskie”. Tworzą ją młodzi ludzie, którzy przeprowadzają wywiady i tworzą gazetę. Jej pierwszy numer ukaże się 25 października.

Jako, że nasz portal jest partnerem projektu, poniżej publikujemy jeden z wywiadów przeprowadzonych przez młodych dziennikarzy z Katarzyną Midurą, dyrektorką Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury w Gorzowie Śląskim.


Pani dyrektor w kosmosie

Młodzi dziennikarze rozpytali „o to i tamto” Katarzynę Midurę, dyrektorkę Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury.

Lena Gatnar: – Trochę się stresuję wywiadem z panią Kasią, ale jak pójdzie dobrze, to już niczego nie będę się bała. Mogę rozmawiać z wszystkimi i o wszystkim.
Także ten tego… Czas na pytania…

Zosia Morawiec: – Czy lubi pani tę pracę, czy wolałaby inną?
– W życiu nie chciałabym innej. Uwielbiam, kocham tę pracę i każdy centymetr domu kultury. I kocham również was – wszystkie dzieci, które przychodzą tutaj na zajęcia.
Zuzia Sachta: – Czy trudno jest być dyrektorką domu kultury?
– Czasami bardzo. Zwłaszcza wtedy, gdy trzeba rozwiązywać papierkowe sprawy i zostawić to, co lubię najbardziej, czyli zajęcia z wami.
Julia Dragan: – A jak to się stało, że została pani dyrektorką i kiedy to było?
– Cztery lata temu poszłam do pana burmistrza Artura Tomali z pewną propozycją. Powiedziałam, że wiem, jak poprowadzić dom kultury. Pan burmistrz musiał się zastanowić, czy warto mi zaufać. Wysłał też pisma do różnych stowarzyszeń z prośbą, by wydały o mnie opinie. I jak już przyszły i były fajne, raz jeszcze pomyślał i powiedział: „Dobra, rządzisz”. Wydał też gminne zarządzenie i objęłam funkcję dyrektora na trzy lata.
Julia Bryja: – A pierwszy dzień pracy pani pamięta?
– Tak, poszłam do urzędu podpisać wszystkie dokumenty. I jak już to zrobiłam, to do domu kultury przyszłam z panem burmistrzem i ówczesnym przewodniczącym rady panem Arturem Kajkowskim. Wszyscy pracownicy już na mnie czekali.
Lena Gatnar: – Bała się pani?
– Tak, stresowałam się bardzo.
Lena Gatnar: – Czemu, ja tam bym się nie stresowała.
– Lena, pogadamy za kilka lat.
Lena Gatnar: – Ok, a teraz mam jeszcze jedno pytanie. Czy pani dużo pracuje?
– Czasami do pracy przychodzę rano, wychodzę wieczorem. Nawet dzisiaj muszę wziąć laptopa do domu i będę wieczorem siedzieć nad papierkowymi sprawami.
Zosia Morawiec: – Na pewno nie na Facebooku, bo pani go nie ma. Dlaczego?
– Na przekór wszystkim. Wszyscy mają, to ja nie.
Julka Bryja: – Wróćmy jeszcze do pracy. Krzyczy pani na swoich pracowników?
– To ich trzeba spytać, ale chyba nie. A to dlatego, że nie dali mi jeszcze powodu, bym na nich nakrzyczała.
Zuzia Sachta: A pamięta pani swoją ulubioną zabawkę z dzieciństwa?
– Nie miałam ulubionej, ale jako mała dziewczynka uwielbiałam gotować. Pamiętam, że miałam plastikowe garnki i białe klocki. Powiedziałam tacie, że ugotuję mu zupę. Ledwo co sięgałam kuchennego blatu, ale udało mi się dosięgnąć kuchenki elektrycznej. Postawiłam na niej garnki i można się domyśleć, co się z nimi stało. Spaliły się, z zupy nici, ale mimo tego traumatycznego przeżycia dalej uwielbiam pichcić w kuchni.
Zuzia Sachta: – A zwierzęta pani lubi?
– Bardzo, mam pieska labradora. Nazywa się Kora i jest już bardzo stara.
Anastazja Woźniak: – A w dzieciństwie miała pani jakieś zwierzątko?
– Tak, chomika z taką bardzo długą sierścią. Pił różne napoje, nawet colę. Biegał po meblach i robił na nich fikołki.
Anastazja Woźniak: – A czego pani się boi? Może pająków?
– Chyba nie, a to dlatego, że oswoił mnie z nimi mój syn Patryk. Mieszkają w jego pokoju. Twierdzi, że dzięki temu żyje w zgodzie z naturą, a więc chcąc – nie chcąc zaakceptowałam je, a nawet polubiłam. Poza tym częściej to mój mąż mówi, że mamy w domu pajęczyny aniżeli ja.
Anastazja Woźniak: – To może czegoś innego?
– Horrorów i dlatego nigdy ich nie oglądam. Chociaż mąż czasami mnie namawia.
Łukasz Wieczorek: – A ulubiona bajka to?
– „Czerwony Kapturek”. Pamiętam, że nawet któregoś roku wystawialiśmy ją w amfiteatrze po śląsku.
Zosia Morawiec: – Pamiętam, za krzakiem przebierałam buty.
Łukasz Wieczorek: – A jak miała pani tyle lat co ja, to biła się z chłopakami czy nie?
– Miałam takiego kolegę, który bardzo mnie denerwował i ciągle szczypał.
I za to go pobiłam, ale wiem to od moich rodziców, bo nie pamiętam tej sytuacji. Bardziej wolałam grać z chłopaki w piłkę niż się z nimi bić.
Julia Dragan: – To pewnie było jeszcze w przedszkolu. A w szkole dobrze się pani uczyła?
– Nie byłam przykładem wzorowego ucznia, takim średniakiem. Chociaż w podstawówce czerwone paski się zdarzały. W szkole średniej już się nie popisałam, mogło być lepiej. Za to studia skończyłam z wyróżnieniem. Chyba jak każdy, miałam górki i doły.
Wszyscy: A marzenie, takie największe, najlepsze, najcudowniejsze, naj, naj…?
– Chyba nie mam. Jak sobie coś wymyślę, to od razu robię wszystko, by to się spełniło i tak się dzieje. Może dlatego nie mam marzeń.
Lena Gatnar: – Proszę pomyśleć, każdy ma.
Zosia Morawiec: – To taki najcudowniejszy, najszczęśliwszy dzień proszę opisać.
– Wiecie jak to jest z kobietami. Takich szczęśliwych dni było dużo. Mój ślub, pierwszy dzień pracy w domu kultury.
Lena Gatnar: – Ale taki, że pani odlatuje w kosmos, o taki chodzi.
– To dwa takie najbardziej superanckie mam. Pierwszy, kiedy urodziłam syna Patryka. Drugi, kiedy na świat przyszła moja córka Dobrusia.
– Dziękujemy za rozmowę.

Podziel się