• Home »
  • Informacje »
  • Niekoniecznie o powiecie (37) – Dlaczego mundial (na razie) w ogóle mnie nie grzeje

Niekoniecznie o powiecie (37) – Dlaczego mundial (na razie) w ogóle mnie nie grzeje

Niekoniecznie o powiecie (37) – Dlaczego mundial (na razie) w ogóle mnie nie grzeje

Wtorek, 15 listopada 2022 roku. Dokładnie za tydzień reprezentacja Polski wyjdzie na murawę, by zagrać pierwszy mecz na mundialu. Czy jako kibic czuję już podekscytowanie? Nie, jakoś nie. A przecież zawsze odliczałem dni do występów Polaków na ważnych piłkarskich imprezach. Może gnuśnieję? A może?

Katar

Wróćmy do początku. Listopad, a rozmawiamy o mundialu. Nieporozumienie, nie tak mnie uczono. Sentymentalnie opadający liść, pierwszy przymrozek, zimna dłoń, kubek gorącej herbaty i… mundial? Mundial kojarzy się ze strefą kibica w wypełnionych po brzegach ogródkach piwnych. Mundial kojarzy się z nadchodzącym latem.

Mistrzostwa Świata w Katarze to odzwierciedlenie całego smrodu, który unosi się nad dzisiejszą piłką. Futbol, którym tak bezdusznie i okrutnie rządzi pieniądz. Pieniądz podlany hipokryzją, w którym szambie, ktoś próbuje wyławiać szczytne hasła i piękną ideą wycierać sobie tłustą twarz. Czy są jakieś przesłanki za organizacją mistrzostw w Katarze? Oj tak, sporo. Wszystkie zielone.

Jeśli duch fair play istnieje, a przecież na początku historii sportu, zdarzało mu się dumnie otwierać bramę, zapraszając do tego świata, to obecnie żyje gdzieś na pustkowiu przywiązany do skał. Wyje, ale jego skowyt słyszą już tylko najwięksi romantycy. Chociaż? Może gdzieś w głębi wszyscy słyszymy, ale słysząc, wzruszamy już tylko ramionami. Ludzka konstrukcja. Z czasem przyzwyczajamy się do większych nieszczęść.

W 2018 Rosja, w 2022 Katar. Witamy w dzisiejszym świecie futbolu. Cuchnie?


Oczekiwania

niekoniecznieNie jestem niedzielnym kibicem, sobotnim też bywam. Ale mistrzostwa bez udziału Polaków, to nie to samo. Mam 32 lata, pierwsze bardziej świadome mistrzostwa przeżyłem w 2002 roku. Uwierzyłem w tego pana z wąsem, który mówił, że jedziemy po złoto. I nie zapomnę zupek Knorra z naszymi kadrowiczami.

Czego się nauczyłem po występach naszych piłkarzy na wielkich imprezach? Tego co z życia – podstawą szczęścia są niskie oczekiwania. Czy przed tym mundialem mam jakieś? Nie, boję się mieć. Nie chcę przeżyć kolejnego wielkiego rozczarowania.

Ciekawostka, w ciągu ostatnich 36 lat na mundialu zdobyliśmy tylko jednego gola z gry.


Kadra

 Jeśli ktoś nie interesuje się na co dzień naszą kadrą, to może myśleć, że jest dobrze. Bo przecież Lewandowski (LEWANDOWSKI!), Zieliński, Szczęsny, nawet Milik w Juventusie. A kiedyś przecież graliśmy na plecach Żurawskiego, gwiazdy Celticu Glasgow.

Ale jeśli ktoś zobaczyłby tę reprezentację rano, bez tego pijarowego makijażu, to ujrzy jej prawdziwą, wykrzywioną twarz. Drużyny, która obecnie nie ma jednego stopera w formie (Wieteska?!). Defensywny środek pola? Przecież jest Krychowiak, on kiedyś wygrał Ligę Europy. Dla mnie Krychowiak jedzie na doświadczeniu jak Start Olesno. Owszem, zastawi się, wymusi faul, czysto uderzy na bramkę, ale motoryka już nie ta, a w dzisiejszej piłce bez grubych płuc będziesz się dusił.

Kto obok niego? Bielik, Żurkowski? Podobają mi się jako nowoczesne szóstki, ale ciekawostka – Żurkowski zagrał od ostatniego zgrupowania 48 minut. Bielik za to aż za dobrze wie, czym pachnie gabinet lekarski.

Glik? Kocham gościa. Twardy zawodnik, mógłby grać bez kolana. Trzyma tyły. Zawodnik w stylu retro i chociaż lubię wspomnienia, to w tym wypadku nie jest to komplement. 151 minut na boiskach drugiej ligi włoskiej od ostatniego zgrupowania. Prawdopodobnie będzie opoką naszej defensywy.


Michniewicz

Tu się wielu ze mną nie zgodzi, ale jestem fanem sympatycznego pana Czesława. Wygląda na to, że jako reprezentacja Polski nie potrafimy grać w piłkę. Próbował Sousa, wiadomo z jakim skutkiem. Piłka przy nodze nam przeszkadza, więc zostaje nam przeszkadzanie innym. A to Michniewicz potrafi.

To mistrz cerowania, pudrowania i maskowania niedostatków. Kamień w bucie, kij w szprychy, upierdliwa osa.

I to nasza szansa. Oczekiwanie, że rywal się potknie. I to może się udać, bo już się udawało. Że prymitywne? To nie taniec towarzyski.


Turniej

Turniej to nie liga. Tu naprawdę liczy się to, jak ułoży się los. Jedna, szybko zdobyta bramka, może ustawić później cały ciąg zdarzeń. Bramka z Meksykiem w pierwszej połowie. Bronimy się dobrze, przesuwamy, przesuwamy i jeszcze raz całymi formacjami przesuwamy. Dobrze przesuwamy, mądrze przesuwamy. Tak, jesteśmy odpowiednio głęboko ustawieni. Szczęsny broni. Nabijamy kilometry bez piłki. Nagle – kontra, szybki skrzydłowy, 2-0. Pozamiatane. Z Arabią już na większym luzie. Wymęczony remis! Dobry układ. Z Argentyną nie mamy noża na gardle.

Później pisze się już tylko piękna historia, w tej fazie każdy wynik jest zwycięstwem.


Ten ostatni scenariusz jest możliwy. A wtedy, już po zwycięstwie z Meksykiem, mój wewnętrzny wilk znów zawyje, nawet warknie.  Będę przebierał nogami przed każdym kolejnym meczem. Zapomnę o wszystkim, co wcześniej myślałem. Będę jak ten dzieciak na zdjęciu głównym.

Nie wierzyłem w Glika, a już zapomniałem, co zrobił skreślany przez wszystkich Pazdan w 2016 roku?


Zgnuśniałem, czy też tak macie?

Damian Pietruska

Podziel się