Człowiek, który rozruszał Praszkę

Człowiek-orkiestra, organizator wielu imprez, założyciel klubu LKS Basket Praszka. To dzięki jego staraniom i działaniom klubowych wolontariuszy zorganizowano takie imprezy jak: “Marsz po Zdrowie”, “Tropem Wilczym – Bieg Pamięci Żołnierzy Wyklętych”, “Zumba maraton”, “Rowerem przez Świat”, “Praszkowska 10″. To również postać w wielu kręgach uważana za kontrowersyjną.
Z Tomaszem Szymańskim rozmawia Damian Pietruska.
– Nazwa LKS Basket Praszka wskazuje na działalność związaną z koszykówką. Jak i kiedy klub zdecydowanie poszerzył swoje horyzonty?
– Oczywiście początkowo byliśmy zainteresowani głównie koszykówką, jak sama nazwa klubu wskazuje. Jednak nasze aktywne spędzanie czasu nieustannie pozwala poszerzać zainteresowania. Na samym początku graliśmy w koszykówkę, następnie utworzyliśmy również grupę ratownictwa. Wspólne wyjazdy treningowe na akweny otwarte pozwalają zdobywać doświadczenia, poszerzać wiedzę, a także wpływają na naszą integrację.Trzy lata temu wyszliśmy z inicjatywą zorganizowania biegów – “Praszkowska Dycha”. Cały czas diagnozuję to, co się dzieje w sporcie i w społeczności lokalnej, zarówno w kraju jak i na świecie. Mamy coraz większy popyt na sport, a bieganie jest jego najtańszą formą. Ludzie stają się bardziej świadomi, zdają sobie sprawę z narastających chorób cywilizacyjnych. Większy nacisk kładą na profilaktykę prozdrowotną. Społeczeństwo staje się również bardziej zamożne, więc część finansów inwestuje w siebie i w swoich podopiecznych. Wiadomo – lepiej zapobiegać niż leczyć.
Modę na sport widać po rodzinnych wycieczkach rowerowych czy uprawianiu nordic walking. Sportowe imprezy masowe są coraz bardziej popularne. Każde miasto w powiecie ma już swoje cykliczne imprezy. My na początku “uderzyliśmy” w biegi, później były kolejne. Nam głównie zależy na dotarciu do jak największej liczby dzieci, młodzieży i osób w podeszłym wieku. Otaczający nas świat nie jest sprawiedliwy, dlatego stajemy na głowie, by każda nasza oferta była darmowa i ogólnodostępna.
– To jednak dosyć niespotykane zjawisko. Młodzi ludzie, którzy gdzieś tam uprawiają koszykówkę i ratownictwo wodne nagle organizują imprezy, na które przychodzi mnóstwo ludzi i które są bardzo pozytywnie odbierane. Łatwo można pomyśleć: “halo, ale gdzie są ich korzyści?”
– Masz rację, każdy postrzega to inaczej. Mamy tyle samo zwolenników, co przeciwników. Szczerze mówiąc, zyskujemy na tym tylko satysfakcję. Wkładamy swoją pracę, tracimy czas i dokładamy pieniądze, czego nikt praktycznie nie liczy. Trzeba się spotkać ze sponsorami, później te kontakty pielęgnować. Są firmy, które pomagają nam systematycznie, ale są też takie, które są w stanie pomóc raz do roku. Staramy się jednak promować wszystkich, nikogo nie faworyzujemy, bo każda pomoc jest na wagę złota. Czasem są to pieniądze, a czasem materiały rzeczowe.
– Jaki był odzew, kiedy planowaliście pierwszą imprezę? Wiadomo, że to spore wydarzenie logistyczne. Trzeba pozyskać sponsorów, dostać zgodę na zorganizowanie wydarzenia, zaangażować służby i przede wszystkim, w jakiś sposób wyciągnąć ludzi z domów. Wasze pomysły zostały odebrane pozytywnie?
– O frekwencje póki co nigdy nie musieliśmy się martwić. Jesteśmy pozytywnie nastawieni do tego, co robimy i mam nadzieję, że coraz więcej osób postrzega nas w dobrym świetle. Uczymy młodych wolontariuszy nowych doświadczeń i bezinteresownej pomocy, a to w dzisiejszych czasach towar deficytowy. Jak nasze pomysły zostają odbierane? Trudno mi się wypowiadać, myślę że najlepiej o to zapytać uczestników…
– Jesteście otwarci na propozycje? Można do Was przyjść z gotowym projektem?
– Oczywiście, zawsze jesteśmy otwarci na współpracę. Idealnym przykładem pomysłu “z zewnątrz” jest organizowany przez nas Maraton Zumby w Gorzowie Śląskim, z którego całkowity dochód przeznaczony był dla chorego Radka Dytmana z Brzezin. Z gotowym pomysłem przyszła do mnie pani Ilona Klimińska-Kozan. Próbowała szukać różnych rozwiązań, ale nikt nie był w stanie jej pomóc. Nam się to udało. Pozytywnie zaskoczyła nas frekwencja, dzięki czemu wsparliśmy leczenie i rehabilitację chłopca.
– Gdzie są więc Wasze granice?
– Naszą największą granicą jest nasz budżet finansowy.
– Ile osób działa w LKS Basket Praszka?
– To się zmienia, ale około piętnastu osób, tych, na których zawsze można liczyć. To młodzi ludzie, najczęściej w wieku gimnazjalnym i licealnym. Pomimo tego iż każdy ma przydzieloną funkcję, zdarza nam się popełniać błędy.
– Wasza praca jest doceniana? Ludzie doceniają, co widać chociażby po frekwencji na imprezach. Jak wygląda Wasza współpraca z władzami miasta i sponsorami? Organizowane przez Was imprezy to przecież również doskonała promocja Praszki i nie tylko.
– Na początku było ciężej. Musieliśmy zapracować na zaufanie zarówno uczestników jak i sponsorów. Promujemy firmy, instytucje oraz własny wizerunek. A władze? Niespecjalnie nas doceniają.
– Pomoc finansowa jest wystarczająca? Macie pomysły, których nie jesteście w stanie zrealizować?
– Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Nas ogranicza budżet, pomysłów mamy naprawdę sporo.
– Wiadomo jednak, że budżet miasta nie jest z gumy. Jaka kwota dotacji na Waszą działalność by Was satysfakcjonowała?
– Chciałbym, aby wszystkie organizacje pozarządowe były jednakowo traktowane, bez jakiejkolwiek faworyzacji ze strony władz i komisji. Środki zadań publicznych natomiast, powinny zostać przydzielane za „owoce swojej pracy”.
– Z czego to wynika? Włodarze raczej nie powinni być niezadowoleni z tego, że w ich mieście coś się dzieje…
– Jakby to powiedzieć, żeby nikogo nie urazić…(chwila zastanowienia). Możliwe, że wynika to z braku kompetencji bądź też braku wiedzy. Trzeba zapytać konkretne osoby i komisje, które się tym zajmują. Trudno mi się za kogoś wypowiadać.
– Zmienimy temat. Czym zajmujesz się na co dzień?
– Z wykształcenia jestem nauczycielem wychowania fizycznego, ale sytuacja na rynku pracy zmusiła mnie, by się przebranżowić i obecnie pełnię rolę mechanika utrzymania ruchu w przemyśle motoryzacyjnym.
– Widzisz się w roli, nazwijmy to, szeroko pojętego organizatora imprez?
– To jedno z moich hobby. Daje mi to satysfakcję. Ale niestety przez pracę mam mocno ograniczony czas, w końcu gdzieś trzeba zarabiać na życie. Na poświęceniu się klubowi z pewnością cierpi moje życie prywatne. To kwestia wyboru priorytetów. Co będzie w przyszłości, czas pokaże.
– W Praszce przyszła moda na bycie “fit”? Na masowe uprawianie sportu amatorskiego?
– W ostatnim czasie można zauważyć spore zmiany. Nie tylko u nas, ale również w całym kraju. Coraz więcej ludzi utożsamia się ze sportem, nie wstydzi się wyjść pobiegać czy pojeździć na rowerze. Widać to po frekwencji na różnego typu imprezach.
– Mówi się o dzisiejszej młodzieży, że swój wolny czas spędzają głównie przed komputerem. Jak to wygląda z Twojej perspektywy?
– Młodzież trzeba zainteresować. Jedno dziecko lubi biegać, drugie pływać, a trzecie jeździć na rowerze. Na siłę nikogo nie uszczęśliwimy. Rodzic nie powinien dziecka zmuszać. Samo powinno wybrać dyscyplinę, w której czuje się dobrze. Niestety, w dużej mierze obecni rodzice realizują własne niespełnione marzenia i pchają swoje pociechy gdzieś na siłę. Najlepiej widać to na zajęciach pływania, gdzie są grupy czterdziestoosobowe. Pięcioro pływa dobrze, piętnaścioro unosi się na wodzie, a reszta po prostu się moczy i w ogóle nie jest zainteresowana pływaniem, ale przyszli, bo rodzice im kazali.
– Sytuacja wygląda komediowo na wszelkich turniejach dziecięcych, gdzie obok trenera jest piętnastu innych trenerów-rodziców, każdy ze złotą wskazówką dla swojej małej gwiazdy. Gdzie jest złoty środek? Dziecko oczywiście trzeba zmotywować do sportu, ale co zrobić, żeby nie przesadzić?
– Granica jednak jest bardzo cienka, gdyż wzorce wynosi się z domu. Myślę, że kluczowymi będą zasady rywalizacji fair play, okazywanie odpowiedniego szacunku sędziemu jak i przeciwnikowi, uznawanie wartości i autorytetu trenera oraz nauka prawidłowych zachowań zarówno po zwycięstwie jak i przegranej.
– Mocno generalizując, jak oceniasz lekcje wychowania fizycznego w szkołach? Zdarza się bowiem, że wielu uczniów jest wręcz zniechęcona do sportu. Wiele dziewcząt zaczyna uprawiać jakikolwiek sport dopiero kilka lat po opuszczeniu murów szkoły.
– Oczywiście generalizujemy. Każdego można zmotywować do wysiłku, ale trzeba mieć odpowiedni środek przekazu. Jeśli nauczyciel nie wzbudza żadnego autorytetu, nie uzyska szacunku wśród dzieci, a tym bardziej młodzieży. Ogólnie uważam, że nauczyciele nie dają z siebie wszystkiego. Przygotowanie do sportu zaczyna się już w szkole podstawowej, bowiem to złoty wiek motoryczny, na którym się bazuje. Jeżeli prześpimy ten okres, osiągnięcie poziomu mistrzowskiego jest mniej prawdopodobne.
– Powinniśmy stawiać na wynik czy na promocję samego sportu? Żeby dzieci, a później dorośli, po prostu polubili sport? Jeśli bowiem ktoś dostanie “dwóję” w biegu na tysiąc metrów, to jest duża szansa, że w przyszłości nie będzie chciał biegać.
– Wychowanie fizyczne w szkołach powinno być traktowane jako typowa rekreacja, przygotowanie i wprowadzenie do sportu. Każdego powinno traktować się indywidualnie, bo różnimy się predyspozycjami. Jeden nauczy się danego nawyku ruchowego w minutę, drugi będzie potrzebować do tego kilku zajęć. Niestety tendencja jest taka, że nauczyciele promują lepszych, a słabszych zostawiają w tyle. “Maksymalizacja wyników” powinna mieć miejsce w sekcjach i dodatkowych zajęciach pozalekcyjnych.
– Co Twoim zdaniem powinno się zrobić, aby zatrzymać młodzież w naszych miejscowościach?
– Żeby ich zatrzymać, muszą mieć perspektywę rozwoju i dobrej pracy, której na chwilę obecną nasz rynek nie oferuje. Większość młodych wyjeżdża na studia, bądź też za granicę. Brak jest dialogu pomiędzy młodzieżą a władzami. Szkoda, bo młodzież ma świetne pomysły, które czekają na realizację.
– Jakie macie plany na przyszłość?
– Chcielibyśmy mocniej współpracować z instytucjami świetlic terapeutycznych i osobami niepełnosprawnymi. Te osoby nie mają w życiu łatwo, a my chcemy im chociaż w części pokazać normalny świat i normalne życie. Pragniemy również zaszczepić ducha sportu i rywalizacji wśród rodzin patologicznych.
– Czujesz się lokalnym patriotą?
– Ja jestem patriotą!
– Dziękuję za rozmowę.
no spoko