Andrzej Jasiński: – Nie chcę być standardowym burmistrzem

Andrzej Jasiński: – Nie chcę być standardowym burmistrzem

Z Andrzejem Jasińskim, nowym burmistrzem Dobrodzienia o wygranych wyborach i planach na zbliżającą się kadencję rozmawia Damian Pietruska.

– Komitet, z którego startował Pan i aż 13 radnych w nowej radzie, nosił nazwę Nowy Dobrodzień. Macie zdecydowaną większość i możecie decydować o przyszłości miasta i gminy. Jak więc będzie wyglądał ten Nowy Dobrodzień?

– Oczywiście chcielibyśmy, żeby był piękny i żeby rozwijał się tak, że za kilka lat jak ktoś przyjedzie do Dobrodzienia, to go nie pozna. Niektórzy odbierają nazwę Nowy Dobrodzień, wyobrażając sobie, że będą olbrzymie zmiany. Wyjaśniam, że to nie będą rewolucyjne zmiany. Oczywiście chcielibyśmy, żeby Dobrodzień się rozwinął na kształt Olesna czy Lublińca. Chcielibyśmy, żeby przyszli do nas nowi przedsiębiorcy, założyli swoje biznesy, żeby im się dobrze wiodło – skorzysta na tym cala gmina.

W nazwie Nowy Dobrodzień chodziło nam też o nowe, obywatelskie spojrzenie. Chcielibyśmy zmienić styl rządzenia, żeby to ludzie mieli większy wpływ na decyzje. Wydaje mi się, że tego tu brakowało. Kiedy byłem radnym, czułem się momentami jak maszynka do głosowania. Teraz wybrani radni są w większości z jednego komitetu, ale jesteśmy różni, potrafimy się pokłócić, podyskutować. To dobrze, żeby radni byli aktywni, nie bali się działać, angażować. Chciałbym, żeby ludzie mieli udział w rządzeniu, podpowiadali i byli dla mnie wsparciem. Nie jestem alfą i omegą, która wszystko potrafi, zna się na wszystkim i od razu potrafi podjąć najlepszą decyzję.

Nowy Dobrodzień to był nacisk na obywatelskość, współpracę, słuchanie ludzi. Wydaje mi się, że właśnie na tym, jako komitet, wygraliśmy.

– Spodziewał się Pan tak wysokiego zwycięstwa? W walce o fotel burmistrza zdobył Pan prawie 63% głosów. Do tego komitet Nowy Dobrodzień wprowadził do rady aż 13 radnych.

– Szczerze, nie spodziewałem się. Do wyborów podchodziłem bardzo spokojnie. Co prawda dużo ludzi mówiło mi, że pójdzie zagłosować, mimo że normalnie w wyborach nie uczestniczą. Potwierdziła to później wysoka frekwencja. Mimo licznych słów poparcia, jakoś ciągle nie wierzyłem w zwycięstwo. Bardziej wierzyłem w naszych kandydatów na radnych, bo to naprawdę fajni, nieprzypadkowi ludzie, którzy cieszą się szacunkiem.

– Jakie planowane są najważniejsze inwestycje na pańskie pięć lat kadencji?

– Po pierwsze, musimy dokończyć te, które zostały już rozpoczęte. To inwestycje zaplanowane na dwa-trzy lata. Nie mamy w tej perspektywie zbyt wiele pieniędzy, dopiero będziemy rozmawiać i szukać rozwiązań dla poprawy sytuacji. Wygląda jednak na to, że niektóre drogowe inwestycje nawet będziemy musieli usunąć z listy.

Najważniejsze zaplanowane inwestycje to rewitalizacja rynku i parku jordanowskiego, remont domu kultury. Na to mamy już zabezpieczone środki.

Chcielibyśmy rozbudowywać kanalizację, bo Dobrodzień jest tylko częściowo skanalizowany oraz zgazyfikować miasto.

Moim celem jest stworzenie boisk koło szkół, szczególnie na wioskach. Czeka nas jeszcze budowa remizy w Pludrach, które są sporo oddalone od Dobrodzienia. W sytuacji poważnego zagrożenia korzystamy z pomocy strażaków z Zawadzkiego. Plany są takie, żeby wybudować remizę i podłączyć OSP Pludry do systemu ratownictwa. Żebyśmy mieli w systemie cztery filary: Dobrodzień, Szemrowice, Główczyce i Pludry.

W zależności od finansów, chcemy również remontować drogi i chodniki. Mamy na przykład do zrobienia całą ulicę Piastowską, która jest w rozpaczliwym stanie. To potężna inwestycja, bo do zrobienia jest tam kanalizacja, droga i chodniki.

– Dobrodzień z jednej strony ma bardzo niskie, praktycznie nieistniejące bezrobocie, ale oferowana na rynku praca często nie wiąże się z dobrymi zarobkami. Z drugiej strony, pracodawcy mają problem ze znalezieniem pracowników. Co można w tym temacie zmienić? 

– Chcielibyśmy dozbroić teren inwestycyjny, bo w tej chwili on tylko “jest”. Nie ma nawet postawionej tablicy. Mam nadzieję, że inwestorzy, których moglibyśmy do nas ściągnąć, zaproponują wyższe pensje i to może spowodować, że pracownicy zmienią pracę. Docierają do nas sygnały, że pensje w Dobrodzieniu są niestety niskie. Wielu pracodawców płaci minimalną krajową.

Jeśli ściągniemy inwestorów, to ludzie może zaczną zarabiać więcej, a pracodawcy rywalizować pensjami o pracownika.

– Poprawa zarobków być może spowoduje, że wróci jakaś grupa ludzi, która wyemigrowała za pracą i lepszym życiem…

– Na to też liczę, bo na wsiach jest tak, że młodzi zaraz po szkole znikają – wyjeżdżają na studia albo wyjeżdżają za granicę. A u nas często zostają rozbite rodziny. Byłoby fajnie, gdyby wrócili. Wiadomo, nigdy nie dostaną takich pensji jak za granicą, ale czasami aspekt przywiązania do miejsca czy rodziny decyduje o powrocie. Wiadomo, że ten problem nie zniknie z dnia na dzień.

Przyjeżdżają do nas również Ukraińcy i ja się z tego powodu cieszę. To bardzo dobrze, jeśli przywożą rodziny, chcą tu pracować i mieszkać, a dzieci chodzą do naszych szkół.

– Do tego dochodzi również kwestia mieszkań, bo żeby żyć trzeba gdzieś pracować i gdzieś mieszkać…

– Mieszkania i domy można znaleźć w miejscowościach wokół Dobrodzienia, ale problemem jest komunikacja, która strasznie kuleje. Z naszych wiosek kompletnie nie ma jak dojechać nawet do Dobrodzienia. Gdyby chciał tu zainwestować inwestor, to mamy obecnie spory problem z dojazdem.

Mieszkania są potrzebne w Dobrodzieniu. Mamy lokalnego dewelopera, który buduje mieszkania. Ludzie, którzy u niego wynajmują, nie skarżą się na ceny i chwalą warunki mieszkaniowe. Skoro jemu się opłaca, to innym też musiałoby się opłacać. Musimy ściągnąć kolejnych deweloperów oraz ułatwić funkcjonowanie tym, którzy już tutaj budują.

– Macie w Dobrodzieniu świetną koszykarską drużynę, która występuje w II lidze, bardzo mocny zespół pływaków, dobrze prosperujący klub piłkarski i akademię piłkarską. Do tego dochodzą wojewódzkie, a nawet ogólnopolskie imprezy jak kolarska Dobrodzieńska Seta. Będzie Pan wspierał lokalny sport?

– Oczywiście, że chcemy rozwijać wszystkie wspomniane dyscypliny, bo radzą sobie świetnie. Będziemy dotować i namawiać sponsorów na wspieranie sportowców. Mamy problem z tą nieszczęsną halą, ponieważ koszykarze mecze II-ligowe muszą rozgrywać w Oleśnie, bo nasza hala jest za mała. Hali zbyt szybko nie wybudujemy, chociaż kto wie, może gdzieś się uda znaleźć fundusze?

Będziemy wzmacniać sekcje te rozwinięte, ale również te mniej rozwinięte. Na przykład sekcję tenisa stołowego. Bo to sport, który nie wymaga wielu kosztów, a stoły są w każdej szkole.

To nie musi być sport profesjonalny, chodzi głównie o to, żeby młodzi nie siedzieli tyle przy telefonach i komputerach, tylko żeby chcieli się poruszać i mieli gdzie to robić.

– Prosimy jeszcze o kilka szczegółów z życia prywatnego. Kim jest nowy burmistrz Dobrodzienia?

– Pracuję na Uniwersytecie Opolskim, jestem adiunktem na Wydziale Matematyki, Fizyki i Informatyki, głównie prowadzę zajęcia z matematyki i informatyki. Jestem żonaty od ponad dziewiętnastu lat, mam trójkę dzieci, najmłodszy ma dziewięć lat, średnia córa czternaście, a najstarsza osiemnaście.

– To zna Pan potrzeby młodych ludzi i młodych rodzin.

Tak, zdecydowanie. Moja najstarsza córka jest bardzo aktywna na różnych polach, więc często “pracuję” jako taksówkarz. Stąd wiem, jakie są duże problemy z wcześniej wspomnianą komunikacją. To problem seniorów, ale również młodych, którzy jeszcze prawa jazdy nie mają.

– Jak lubi Pan spędzić wolny czas?

– Jeśli chodzi o sport, to lubię grać w siatkówkę. Gramy razem z radnymi, więc w kolejnych zawodach samorządowych możemy mocno zamieszać. Kocham chodzenie po górach, tam odpoczywam.

Lubię się również spotykać z ludźmi, porozmawiać, ale przyznam szczerze, duże imprezy to nie jest moja najmocniejsza strona.

– Doszło już do Pana, że objął Pan najważniejsze stanowisko w Dobrodzieniu? Zdaje Pan sobie już sprawę z ogromu obowiązków i oczekiwań?

– Powoli dociera (śmiech)! Zdaję sobie sprawę, że czasu teraz może być zdecydowanie mniej. Chciałem, korzystając z okazji, powiedzieć mieszkańcom, że może zdarzyć się tak, że nie uda mi się dojechać na imprezę czy spotkanie. Proszę mieszkańców, żeby nie czuli się urażeni, jeżeli przyjedzie mój zastępca czy przewodniczący rady. To też ta sama ranga. Mam życie rodzinne, którego nie chciałbym zaniedbywać.

Mam nadzieję, że nie będę standardowym burmistrzem. Przykładowo, na pierwszej sesji Rady Miejskiej wręcza się nowemu burmistrzowi kwiaty. Stwierdziłem, że darujmy sobie te kwiaty, raz – że jestem facetem, a dwa – lepiej przeznaczyć te pieniądze na coś innego.

– Dziękuję za rozmowę.

Podziel się