W tractor pulling najważniejszy jest szpas
W niedzielę 25 sierpnia małe Jastrzygowice były dosłownie oblegane przez tłumy. Każdy chciał zobaczyć rywalizację… traktorów!
Kiedy wjeżdżało się w niedzielę do liczących około trzystu mieszkańców Jastrzygowic, od razu było wiadomo, że dzieje się tu coś wyjątkowego. Przez niemal całą wieś, wzdłuż drogi ciągnął się sznur stojących samochodów. Trzeba było poświęcić dłuższą chwilę, aby znaleźć miejsce na zaparkowanie, a później przejść spory kawał drogi, żeby dotrzeć na miejsce.
Na przygotowanym specjalnie polu pojawiły się tłumy. Ludzie stali nawet na przygotowanych snopkach, aby więcej widzieć. Całe rodziny przyjechały, żeby zobaczyć niecodzienną, rzadko spotykaną rywalizację traktorów. Można było spotkać rejestracje z całej Polski, widać było nawet samochody z Gdańska.
Tractor pulling, o co w tym chodzi?
To rywalizacja polegająca na ciągnięciu przez traktor obciążnika na platformie. Podczas przejazdu ciężarek systematycznie przesuwa się na przód konstrukcji, utrudniając jazdę pojazdowi.
Ruchoma platforma z obciążeniem, która przesuwa się do przodu w trakcie przejazdu sprawia, że start jest prosty, ale dotarcie do mety jest bardzo trudne. Dlaczego?
Im ciężarek jest bliżej przodu, tym mocniej wbija lemiesz w ziemię. Wzrasta tarcie i po czasie traktor zakopuje się i nie umie dalej jechać. Wygrywa ten, który przeciągnie przyczepę jak najdalej.
To już czwarta edycja zawodów. Startujący udoskonalają techniki, dzięki czemu w tym roku, w jednej konkurencji trzeba było zorganizować dwie dogrywki!
– Najważniejszy jest odpowiedni rozkład masy, aby obciążyć tył, ale na tyle, żeby przodu nie podnosiło – ocenia Damian Kulesa, jeden z organizatorów i zwycięzca w kategorii „sześćdziesiątek”. – Poza tym ważne są opony i ciśnienie w oponach. Musi też wytrzymać sprzęt, bo nawalić może wszystko, na przykład sprzęgło.
Koszty nieważne, najważniejszy szpas
Praktycznie wszystkie techniki są dozwolone. Uczestnicy mogą przerabiać swoje traktory, więc prześcigają się w pomysłach.
– Mam cztery koła z tyłu, każde jest zalane wodą, do jednego koła wchodzi dwieście litrów. Normalna waga ciągnika to około tysiąc siedemset kilogramów, a kiedy pojechałem swoim traktorem na wagę przed zawodami, to ważył trzy tysiące siedemset kilogramów – mówi Tomasz Nikel, zwycięzca w kategorii „trzydziestek”. –Wydaje mi się, że mógłbym startować swoim ciągnikiem w wyższej kategorii i też dałby radę. Start ciągnika na zawodach wiążę się z kosztem przynajmniej około dwóch tysięcy złotych, bo trzeba sporo usprawnić. Jeden zawodnik zamówił sobie turbo, żeby wzmocnić traktor, ale źle dociążył ciągnik, więc sama moc niewiele mu dała. Żeby wystartować w zawodach, trzeba posiedzieć kilka dni i nocy w warsztacie i przygotować sprzęt. Zwykły ciągnik nie ma szans w tej rywalizacji. Nagrody są super, bo mamy już dużo sponsorów, ale to nie jest najważniejsze, najważniejszy jest szpas.
Tłumy ludzi, każdy znajdzie coś dla siebie
Organizatorzy sami są zaskoczeni, że impreza aż tak „chwyciła”. Robią jednak wszystko, żeby zapewnić kibicom jak najwięcej rozrywki i zapewnić atrakcje dla wszystkich. Jedną z nowości był darmowy przejazd na specjalnej bryczce ciągniętej przez ciągnik jeżdżący przez jastrzygowickie pola. Dzieciaki były zachwycone, a bryczka krążyła nieustannie przez kilka godzin. Oprócz tego malowanie twarzy, dmuchańce, namiot festynowy i wiele innych atrakcji.
– Staramy się stworzyć taki program, żeby każdy znalazł coś dla siebie. Żeby mogły tu przyjeżdżać całe rodziny – mówi Damian Kulesa. – Festyn został początkowo wymyślony po to, żeby ludzie mieli się gdzie zabawić. Żeby wieś się spotkała i pobawiła po żniwach. Na początku robiliśmy takie małe wyścigi ciągników, ale potem wymyśliliśmy traktor pulling, bo wyścigi jeszcze bardziej obciążały sprzęt. Nigdy nie chcielibyśmy z tego zrobić komercyjnej imprezy, na przykład z biletami wstępu. To ma być zabawa, sami się przy tym świetnie bawimy. Ludziom ma się podobać. W Polsce odbywają się zawody tractor pulling, ale są one bardzo profesjonalne i komercyjne, nasza impreza jest przede wszystkim swojska.
– Nasza wioska jest bardzo zgrana, jesteśmy gościnni, młodzież garnie się do działania, tu nie trzeba nikogo dwa razy namawiać – mówi Tomasz Nikel.
Zawody odbywały się w dwóch kategoriach dla Ursusa C-330 – tak zwanych „trzydziestek” oraz dla Ursusa C-360, czyli „sześćdziesiątek”.
W tym roku w zawodach brało udział 17 uczestników. Oto kolejność miejsc:
C-330
- Tomasz Nikel,
- Daniel Kania,
- Daniel Wilhelm,
- Patryk Frączek,
- Krzysztof Kania,
- Artur Gmyrek.
C-360
- Damian Kulesa,
- Damian Nikel,
- Łukasz Książek,
- Jakub Głomb,
- Marcin Maglewicz,
- Bartosz Wilhelm,
- Rafał Wazner,
- Andrzej Nikel,
- Adam Cieśla,
- Gerard Kania,
- Krystian Zaremba.
Oto przejazd Tomasz Nikela, najlepszego w kategorii “trzydziestek”.
Do wygrania zamiast pucharów były złote tłoki. W tej imprezie wszystko ma motoryzacyjny charakter.
– Chcielibyśmy podziękować naszym sponsorom – mówią organizatorzy. – Mieliśmy ich w tym roku trzydziestu, a gdyby nie oni, ta impreza z pewnością by się nie udała, bo jesteśmy małą wioską i mamy niewielkie fundusze.
Damian Pietruska