• Home »
  • Informacje »
  • Niekoniecznie o powiecie (29) – Koronawirus zgłasza obecność – koniec z ignorancją

Niekoniecznie o powiecie (29) – Koronawirus zgłasza obecność – koniec z ignorancją

Niekoniecznie o powiecie (29) – Koronawirus zgłasza obecność – koniec z ignorancją

Kiedy pierwszy raz usłyszałem o koronawirusie w telewizji, tylko wzruszyłem ramionami. Znam bowiem tendencję mediów do wyolbrzymiania problemów i generalnie do epatowania strachem. To się dobrze sprzedaje. Wystarczy umieścić artykuł o tytule: “Ta choroba zbiera spore żniwo. Sprawdź, czy jesteś w grupie ryzyka” i już dany portal ma zdobyte w łatwy sposób kolejne kliknięcia. Oczywiście, sam się na to łapię, otwierając: “Skarbówka mówi sprawdzam – przedsiębiorcy przerażeni”.

To nie jest też tak, że nie mam w sobie grama empatii. Staram się jednak nie katować tymi wszystkimi negatywnymi informacjami podawanymi w mediach. Nie mam wpływu na to, co dzieje się na drugiej ziemskiej półkuli i się tym raczej nie zadręczam. Poza tym, nie trzeba jechać do Afryki, żeby zobaczyć ludzkie nieszczęścia. Wystarczy posłuchać ludzi czy przejść się do szpitala. Lokalnie mamy większe pole do popisu.

Z tego też powodu, przyznaję się, nie przejąłem się tym, co dzieje się w Chinach, a pierwsze, jakiekolwiek doniesienia, nieszczególnie mnie wzruszyły. Generalnie wolę od wciągania telewizyjnej, medialnej papki, selekcjonować informacje w Internecie i niekoniecznie zaśmiecać już i tak przeładowanej wiadomościami głowy.

Epidemia? Co chwilę straszą nas apokaliptycznymi wieściami. To rzuci coś jakiś wróżbita, za chwilę wypowie się wojskowy ekspert, który wywoła kolejną wojnę światową, a ekolog zgromi, że czas na budowę Arki Noego. Gdybyśmy to wszystko brali na poważnie, każdy, by czuć względne bezpieczeństwo, musiałby dla swojej rodziny wybudować bunkier albo najlepiej kilka w różnych częściach świata.

Żyłem więc sobie w szczęśliwej ignorancji, unikając oglądania telewizji. Jak spora część ludzi, wmówiłem sobie, że przecież większe zagrożenie znajdę przechodząc przez ulicę, a choroby niestety przecież istnieją, a ludzie nie są nieśmiertelni. Tak już ktoś to wymyślił.

Da się wyłączyć z przekazów medialnych, pójść na spacer, a wtedy koronawirus nie wyskakuje z każdego zakątka ulicy. Można było ironicznie się uśmiechnąć, widząc niektóre puste sklepowe półki i ludzi nie podających sobie rąk, tylko machających z bezpiecznej odległości.

Czas jednak płynął, a medialna histeria nie minęła. Trzeba było się temu uważniej przyjrzeć. To już nie odległe Chiny, jakieś dziwne nazwy miejscowości, jak z kreskówek, ale Europa.

Ta Europa, w XXI wieku. Włochy. Sparaliżowane. Jak w kiepskim filmie katastroficznym.

Długo z jakiegoś powodu Polska była jak ta wioska Gallów z Asteriksa i Obeliksa, bez osób oficjalnie zarażonych. Nikt chyba jednak nie miał złudzeń, że przy obecnej globalnej wiosce, da się uchronić kraj od otaczających go zagrożeń.

Co wiem teraz? Że nadal nie powinniśmy panikować, ale bagatelizowanie problemu byłoby już nie ignorancją, a niebezpieczną głupotą. Ten wirus ma jeden wielki feler – błyskawicznie się rozprzestrzenia. To olbrzymi problem. Dopóki dotyka stosunkowo małej liczby osób, jest do ogarnięcia. Jeśli jednak przekroczy pewną granicę, będziemy mieli problem niebagatelny. Przepełnione szpitale, wąski personel, niewystarczająca liczba sprzętu. Moralny, przerażający dylemat – kogo powinno się leczyć w pierwszej kolejności?

Polska ma tę przewagę, że może uczyć się na błędach innych. Moim zdaniem należy tłumaczyć, edukować, uspokajać nastroje, ale z drugiej strony faktycznie odwołać wszystkie imprezy, nie tylko masowe, przynajmniej na jakiś czas. Wpajać ludziom potrzebę higieny, unikania większych zbiorowisk, odpowiednich działań w razie zagrożenia.

Trzeba liczyć, że jako społeczeństwo zdamy egzamin z odpowiedzialności. Być może jestem naiwny, ale mam nadzieję, że kiedy to wszystko już się skończy (kiedyś przecież musi), będziemy odrobinę mądrzejsi. Podrapiemy się z rozwagą po głowie, czy posłać zakatarzone dziecko do szkoły czy przedszkola, czy naprawdę muszę iść do kościoła z gorączką?

Czy wypada umyć ręce po wyjściu z toalety?

Damian Pietruska 

Podziel się