Niekoniecznie o powiecie (1) – Sekrety mojej podświadomości
Rozpoczynamy nowy cykl na portalu. “Niekoniecznie o powiecie”, jak sama nazwa wskazuje, będzie dotykać nie tylko spraw powiatu oleskiego, ale czasem spojrzy poza zasięg kominów naszych domów.
Brakowało nam w tym miejscu publicystyki, dlatego cykl “Niekoniecznie o powiecie” będzie chciał chociaż nawiązać do poziomu “Babskiego kurnika” i zapełnić pewną niszę na tym portalu.
Tematy będą różnorakie. Czasem będą to teksty (jak to nazywam) “kibelkowe”, czyli niemal bezrefleksyjne, do poczytania podczas “posiedzenia”, kiedy z nudów jesteśmy w stanie zainteresować się nawet etykietą opakowania po papierze toaletowym. Czasem jednak postaramy się poruszyć nieco poważniejsze kwestie.
Jak zawsze czekamy na Wasze komentarze. Jak mówi bowiem pewien aforyzm: Głupiec, który wie, że jest głupi, przynajmniej w tym jest rozumny. Głupiec, który siebie uważa za mędrca – ten to dopiero jest głupi.
***
Sekrety mojej podświadomości
Od zawsze interesowałem się psychologią. Chciałem nawet kiedyś studiować meandry ludzkiego umysłu, ale gdy doszło do mnie, że miałbym zbadać, na przykład procesy zachodzące w kobiecym mózgu podczas podejmowania decyzji, zrozumiałem że zmięknąłbym przy pierwszym zakręcie.
Czy zastanawialiście się kiedyś, co to jest szczęście?
Pieniądze? Władza? Może miłość?
Czy w ogóle staramy się być szczęśliwi?
To banał, ale najłatwiej powiedzieć, że szczęście to stan ducha. Bez odpowiedniego podejścia, bez cieszenia się z naprawdę małych rzeczy, bez pozytywnego myślenia, nie ma takich pieniędzy, takich stanowisk i takich sytuacji, w których naprawdę będziemy się czuć szczęśliwi.
To nie artykuł sponsorowany, ale polecam książkę “Potęga podświadomości”. Nie chcę opowiadać bajek, że po przeczytaniu jej, moje życie zmieniło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. To tak nie działa. Zmiana sposobu myślenia to proces długi. Może zachodzić miesiącami, może latami, a może nas ocknąć dopiero na starość lub w ciężkiej chorobie, kiedy wiemy już, że nasze życie niedługo dobiegnie końca.
Czy nie zastanawiają Was historie (jasne, czasem pewnie nieco przerysowane), że ludzie, którzy dowiadują się, że niedługo odejdą z tego świata, często przeżywają najlepsze chwile życia? Nagle przestają się martwić, bać, tylko zaczynają robić to, na co od zawsze mieli ochotę. Nagle się okazuje, że można, a barier jest zdecydowanie mniej, niż w naszych wyobrażeniach.
Nie jestem urodzonym optymistą, nie tryskam radością, ale staram się nie dręczyć podświadomości czarnymi myślami, a wtedy okazuje się, że tych jasnych zaczyna przybywać.
Jest coś takiego, jak samospełniająca się przepowiednia. Wystarczy, że w poniedziałek wstaniemy lewą nogą, popatrzymy w okno, za którym zobaczymy zwykły, polski, szary dzień – pochmurno, deszcz i mgła. Wstając, potkniemy się o coś i potłuczemy. Przeklniemy pod nosem, myśląc “no to się zaczęło”.
I uruchamiamy lawinę.
Przy śniadaniu, tuż przed wyjściem, poplamimy się kawą, następnie ucieknie nam autobus lub popsuje się samochód. Z powodu spóźnienia, przywitanie z szefem nie należy do przyjemnych, co powoduje frustrację, a w konsekwencji kłótnie ze współpracownikami. Stresy z pracy, przynosimy do domu, gdzie akurat tego dnia, żona/mąż/matka/ojciec/ ma nienajlepszy humor, a gdzie spotykają się dwie czarne chmury, łatwo o błyskawice.
Im szybciej zrozumiemy, że to wcale nie dzień jest zły, tylko nasze nastawienie, sytuacje szybko zaczną się odwracać, a ludzie i przedmioty wokół nas zaczną się do nas uśmiechać.
Możecie oczywiście pomyśleć, że to stek bzdur i wymysłów.
Mogę tylko odpowiedzieć, że bez pozytywnego myślenia, nie byłoby tego portalu, a Wy właśnie w tej chwili nie tracilibyście czasu na czytanie tych wypocin.
Damian Pietruska
Gratuluję nowego pomysłu! Artykuł napawa mnie rzeczywiście optymizmem na jutrzejszy dzień. Pozdrawiam!
A to nie jest trochę tak,że w ten sposób zaczynamy oszukiwać własne uczucia?
Po co rano wstawać i już nakręcać się na dobry dzień, to będzie dobry dzień, jeżeli obudzisz się obok ukochanej osoby to wiadomo, że będzie. Nie trzeba od początku siebie oszukiwać.
Uważam ,że to oszukiwanie i może lepiej podążać za głosem rozsądku…?
To prawda, jeżeli podchodzimy do sprawy z przekonaniem, że na pewno ją załatwimy – tak jest, jeśli zaś od początku mamy wątpliwości – problemy mnożą się jak małe króliczki. Tylko, czy właśnie z tych ryzykownych przedsięwzięć nie powinniśmy się wycofywać, kiedy podświadomie czujemy strach? To zagadnienie podobne do pierwszeństwa kury nad jajkiem, czy jajka nad kurą. Nikt jak dotychczas go nie rozwiązał. Czy głos rozsądku wziąć za wyznacznik, czy przeć do przodu z optymizmem maniaka? Nie wiem. A Wy wiecie? Ważne chyba żeby cieszyć się z każdej pierdoły i śmiać, gdy tylko jest ku temu okazja.
PS. Damian, pomysł extra. dawaj kolejne odcinki:)
Dzięki Aga!
Jasne, nie ma jeden oczywistej recepty. Chodzi po prostu o to, żeby wierzyć w siebie, nie załamywać się przy niepowodzeniach i starać się patrzeć na świat przez jasne, ale nie różowe okulary.
Pozdrawiam 🙂
Super! Tak trzymaj ! Pozdrawiam serdecznie 🙂